Od ponad dwudziestu lat były szef Faktów TVN ma zezwolenie na posiadanie broni. W domu trzyma broń gazową, myśliwską oraz pistolet walther. Kiedy się o nią starał tłumaczył, że ten arsenał jest mu potrzebny do ochrony osobistej.
Wygląda jednak na to, że wkrótce będzie musiał zlikwidować całe uzbrojenie. Za spowodowanie kolizji drogowej pod wpływem alkoholu i sprowadzenie niebezpieczeństwa w ruchu lądowym grozi mu bowiem aż 12 lat więzienia. - Prowadzenie w stanie nietrzeźwości stanowi przestępstwo umyślne i zgodnie z przepisami ustawy o broni i amunicji, prawomocne skazanie wyrokiem sądu za takie przestępstwo stanowi obligatoryjną podstawę cofnięcia pozwolenia na broń – tłumaczy Dorota Wołoszyńska, naczelnik Wydziału Postępowań Administracyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Dowiedz się: Kto płaci za wypadek po alkoholu? Pijaka dopadnie regres ubezpieczeniowy
W takim przypadku, zgodnie z przepisami Durczok będzie musiał sprzedać całą posiadaną broń w ciągu 30 dni, a jeśli nie znajdzie nabywcy – oddać ją do depozytu policji.
Tymczasem dziennikarz, który w miniony poniedziałek po trzech dniach w policyjnej celi wyszedł na wolność, zgodnie z decyzją sądu w Piotrkowie Trybunalskim musi teraz dwa razy w tygodniu meldować się w katowickiej policji.
Przypomnijmy, że Durczok przejechał prawie 400 km samochodem mając 2,6 promila. Wczoraj ujawniliśmy, że przez cztery dni pił alkohol u brata we Władysławowie. Razem z nim była 20-letnia kobieta, którą niedawno poznał pod Krakowem. - Moje życie się zawaliło. Szukałem rozluźnienia alkoholu. To koniec mojej kariery – miał mówić Durczok prokuratorom