Największe emocje społeczne budził fakt, że wyrok TK oznacza zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci z wadami letalnymi, które nie dają dzieciom szans na przeżycie. Także w obozie rządowym słychać głosy, że to zmuszanie kobiet do heroizmu i w tej dramatycznej sytuacji trzeba jednak pozostawić im wybór.
Jak trudne jest to przeżycie dla rodziców takich dzieci, wielu z nas może się tylko domyślać. W takiej sytuacji znalazł się jednak Wojciech Bojanowski. Ten znany i ceniony dziennikarz, który obecnie nadaje materiały z ostrzeliwanego przez Rosjan Kijowa, nagrał wówczas krótki film przy grobie swojego syna. Po raz pierwszy opowiedział publicznie, że w czwartym miesiącu ciąży stało się jasne, że ich dziecko jest chore na zespół Edwardsa. „Bardzo małe szanse, żeby urodzić się żywym i zdrowym. Ale podjęliśmy decyzję, że spróbujemy. Że może zdarzy się jakiś cud. Może Bóg pomoże. Tak chcieliśmy” - powiedział.
„Stwierdziliśmy, że może uda go wyleczyć. Byliśmy gotowi na to, by w domu urządzić szpital. By zmierzyć się z tym wszystkim, co się dzieje. Po kilkunastu dniach okazało się, że jego serduszko przestało bić” – mówił łamiącym się głosem. Dodał, że w takiej sytuacji rodzice powinni mieć wybór. „Pamiętam, jak się wtedy czuliśmy. Wiem, co to znaczy dla rodziców. Myślę, że dowolność, możliwość podjęcia decyzji to coś, co w tej szalenie trudnej sytuacji być może mogłoby się rodzicom po prostu należeć” - podkreślił .