Bielsko-Biała: O mało nie zabił żony i siebie. Przez rok terroryzował rodzinę

Nie wiadomo, jako długo męczona byłaby rodzina, gdyby nie... pociąg 36-letniego pana domu do gorzałki. 14 kwietnia pan domu jechał samochodem w charakterze pasażera, bo był – jak to się mawia - „nawalony jak stodoła”. Prowadziła żona. W okolicach Szczyrku mąż uznał, że ślubna źle prowadzi i wszczął awanturę, tym razem w samochodzie. – W pewnym momencie wyrwał kluczyki ze stacyjki, kierownica zablokowała się i auto uderzyło w barierki energochłonne – podkreśla asp. szt. Roman Szybiak, z biura prasowego bielskiej policji. Jak łatwo się domyśleć taki finał jazdy jeszcze bardziej zirytował pijanego pasażera (potem okazało się, że ma w sobie 2 promile alkoholu). Zaczął grozić żonie, że ją zabije, bluzgać itd. Policja określa takie „oświadczenia” groźbami karalnymi. Nie wiadomo, co zrobiłby rozsierdzony mąż, bo to oczywiście winą żony było, że auto przygrzmociło w barierki, przyjechała jednak policja. I gość się uspokoił. To znaczy uspokoił się, gdy wyszedł z izby wytrzeźwień.

Jego żona wyznała policjantom, że mąż to domowy sadysta i dość ma już takiego życia. Milczała, bo dobro dzieci i tak dalej. Wypadek jednak przelał tzw. czarę goryczy. Dowody potwierdzające zeznania kobiety przekonały prokuratora. 36-latkowi nakazano opuścić mieszkanie. – Za stosowanie przemocy w rodzinie, mogę powiedzieć: drastycznej oraz sprowadzenia zagrożenia dla życia swojej żony spowodowanego tym, że wyrwał kluczyki z jadącego auta, mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia – dodaje asp. szt. Szybiak. Czy tyle dostanie? Pewne jest, że trójka jego dzieci (w wieku 4, 12 i 14 lat) i ich 35-letnia matka przez jakiś czas będą mieli w domu spokój.