Dzieciom przedszkole kojarzy się z dobrą zabawą. Jednak te przyjemne skojarzenia szybko mogą ulec zmianie. Jak będą wyglądać placówki otwarte dla najmłodszych teraz, w czasie pandemii?
- Dzieci nie będą tylko ze swoją panią w grupie. Muszę to sensownie podzielić, tak, żeby dzieci nie przychodziły na tę samą godzinę. Rodzice nie mogą wchodzić do placówki, a więc dziecko oddają już przy wejściu do szatni. Tam przebieramy je my, potem odprowadzamy do sali - mówi w rozmowie z nami dyrektora jednej z warszawskich placówek.
Potem niestety będzie tylko gorzej. - Sale wyglądają jak przygotowane do malowania. Nie ma tam zabawek, dzieci będą słuchać opowiadań, tańczyć - mówi dyrektorka i prosi o anonimowość. - Jedyne, co tam będzie to klocki, które trzeba ciągle dezynfekować. I to jedyne zabawki, które u nas przetrzymają dezynfekcję. Sale mają być wietrzone co godzinę, ale chyba tylko po to, żeby wywietrzyć opary płynów dezynfekujących - słyszymy.
Polecamy: Czy siłownie będą bezpieczne? Lekarze ostrzegają
Bardzo dużo rodziców zapisało dzieci do placówki, która będzie otwarta od 18 maja. - Te dzieci idą na pierwszy ogień, a widzimy, co dzieje się teraz w placówkach, w których jest dużo osób. Wystarczy spojrzeń na DPS-y - mówi nam pani dyrektor.
Co się zmieni?
- dzieci rozstają się z rodzicami przy szatni. Nie ma czasu na czułe i długie pożegnania
- brak zabawek w salach. Nawet przyborów do malowania - chyba, że każde dzieci będą mieć swoje
- konieczność zaprowadzania dziecka na konkretną godzinę, żeby uniknąć tłumów
- rodzice nie mogą wejść na teren placówki
A to tylko niektóre restrykcje. Będzie ich więcej w miarę tworzenia kolejnych procedur. Będzie także izolatka - jeśli dziecko będzie wykazywać objawy choroby, musi natychmiast trafić do izolatki. Tam będzie oczekiwać na ekipę pogotowia, która stwierdzi, czy to angina, czy może koronawirus.
- dzieci nie będą w swoich salach
- nie będzie wspólnych posiłków. Dzieci muszą wymieniać się grupami przy jedzeniu, a po każdym posiłku stołówka musi być zdezynfekowana
A inne placówki?
- U nas dzieci będą dostawać zabawki zafoliowane. Zamawiamy je dla dzieci, komplet dla każdego. Będziemy pilnować, żeby bawiły się tylko swoimi - dowiadujemy się w innym, tym razem prywatnym, przedszkolu.
Wiemy także, że wiele opiekunek obawia się o swoje zdrowie. - Ja wiem, że u mnie niektóre panie cierpią na choroby przewlekłe. Rozumiem, że się boją - dowiadujemy się.
Do tego dochodzą problemy związane z dezynfekcją i hektolitry wylewanych płynów na bazie alkoholu. To nie będzie radosne przedszkole dla dzieci.
Niektórzy rodzice muszą wysłać swoje dzieci do placówek i wrócić do pracy. Wszyscy to rozumieją i panie w przedszkolach i żłobkach dołożą wszelkich starań, żeby dzieciom pomóc przetrwać ten czas. Nie będzie to jednak łatwe.
Rodzice muszą mieć świadomość, jakie zagrożenie niesie wysłanie dziecka do placówki teraz, kiedy epidemia jeszcze trwa. Maluchy chorują, a po tak długim pobycie w domu, z całą pewnością szybko mogą zarazić się jakimś wirusem. I wcale nie musi być to koronawirus. Różnica będzie taka, że dziecko od razu trafi do izolatki, a tam oczekiwać będzie na ekipę pogotowia, które je zbada.
Wygląda więc na to, że z naszej perspektywy - mojej perspektywy jako matki - rząd pospieszył się otwierając placówki dla najmłodszych. Dzieci i ich rodzice idą na pierwszy ogień. I zobaczymy co się stanie. Może zachorowań będzie więcej, a może się uda?
Wiem jedno, jeśli moje dziecko ma problem z rozstaniem ze mną, to takie przedszkole będzie dla niego traumą. Płaczącego malucha będę wpychać na siłę w ramiona opiekunki przy wejściu do szatni i nie będzie czasu na czułe gesty, bo kolejka rodziców za mną (w odstępie 2 metrów) będzie się tylko niecierpliwić.
Czytaj więcej: Testy na koronawirusa: możesz zrobić je prywatnie. Jak odczytać wyniki?
Porady eksperta