- Nie wiem o co chodziło, bo choć składałem zeznania w tej sprawie, to afera nie została wyjaśniona. Moim zdaniem w grę mogły wchodzić zakłady bukmacherskie, ale to tylko moje podejrzenie. Sytuacja była okropna i mam nadzieję, że nigdy się nie powtórzy. Wtedy zadzwoniono do mojego pokoju w belgijskim hotelu, ale na szczęście tu we Wronkach jestem bezpieczny, bo recepcja z piłkarzami nie łączy - tłumaczy Bąk.
Setka? Nie za wszelką cenę
Na brak emocji Bąk i tak nie będzie narzekał, bo - jak inni biało-czerwoni zostanie poddany wielkiej presji. Wiadomo - wygrana w Chorzowie gwarantuje nam awans.
- Będzie gorąco, ale staram się nie "podpalać". Gdybym sam siebie zaczął dodatkowo nakręcać, to presja tak by mnie zaczęła dusić, że nie mógłbym w końcu oddychać, a to przecież niezbędne do życia - uśmiecha się 88-krotny reprezentant Polski. Czy dobije do setki?
- Niby coraz bliżej, ale nie za wszelką cenę. Jeśli miałbym grać w kadrze tylko po to, żeby sobie jubileusz zrobić, to dziękuję - zapewnia. - Nie zamierzam być kulą u nogi. Jak będzie trzeba, to odejdę wcześniej, choć trochę do zrobienia tu jeszcze mam.
Leo, zostań na długie lata!
To spotkanie chce zobaczyć cała Polska. Piłkarze zagrają nie tylko o awans, ale i o przyszłość Leo Beenhakkera.
- Jestem za tym, aby Beenhakker został u nas na długie lata. To trener z wielką klasą. I nie mówię tego dlatego, że u niego gram. Mnie już niedługo w kadrze nie będzie, ale Polska powinna dalej wygrywać - przekonuje. - U Leo imponuje mi na przykład elastyczność. Poprzedni trenerzy mieli z reguły swoją grupę i ciężko było nowym dostać się do kadry. A Beenhakker jest otwarty. Co nowe powołanie, to sukces. Bronowicki, Golański, Garguła, teraz Zahorski. I ten spokój. Owszem, jak trzeba to krzyknie, ale niejeden mecz wygraliśmy również dzięki jego opanowaniu. Choćby z Kazachstanem - komplementuje Holendra obrońca Austrii Wiedeń.
Bardziej niż diabłów bał się wilka
Belgów Bąk się nie boi, ale...
- To będzie "przeciężki" mecz. Belgowie pozmieniali sporo w kadrze i nieważne, że już się nie liczą w walce o awans. Ich piłkarze są ambitni, bo chcą się pokazać i zostać w nowo budowanym zespole. To bardzo dobra drużyna - ostrzega.
Nasi rywale noszą groźny przydomek "Czerwone Diabły", choć to akurat na Bąku wrażenia nie robi.
- Diabłów to się bałem jak byłem mały. Choć i wtedy co innego bardziej mnie przerażało. Gdy byłem niegrzeczny, słyszałem: "Jacuś, jeśli będziesz rozrabiał, to przyjdzie wilk, ten od Czerwonego Kapturka, i cię ugryzie". Tak, wilka bałem się bardzo.
Bąk goni Żmudę
Jacek Bąk ma już w reprezentacji 88 meczów, a to daje mu czwarte miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Wszystko wskazuje na to, że już wkrótce "Komar" wskoczy na podium, bo goni Władysława Żmudę (91 występów). Co ciekawe, obaj piłkarze są wychowankami tego samego klubu - Motoru Lublin. Na drugim miejscu plasuje się Kazimierz Deyna - 97 meczów, a prowadzi Grzegorz Lato - 100 spotkań.