- Usłyszałam huk, a potem zrobiło mi się ciemno przed oczami. Kiedy się ocknęłam, leżałam już na ziemi - mówi roztrzęsiona Dagmara Prochot (20 l.) z Woli. Dziewczyna jechała do Tychów na egzamin w technikum. Siedziała z przodu pierwszego autobusu. - To było okropne. Cud, że żyjemy - podkreśla Dagmara, ocierając łzy.
Najpierw stłuczka
Do wypadku doszło około godziny 14 na ul. Oświęcimskiej, nieopodal fabryki "Fiata". Wcześniej w tym samym miejscu zderzyły się dwa samochody osobowe. Droga była zwężona.
Uszkodzone samochody chciał ominąć kierowca autobusu komunikacji międzymiastowej. Zatrzymał się, bo zauważył, że z przeciwka coś nadjeżdża. Jadący za nim kierowca autobusu pracowniczego nie zdołał zahamować. Siła uderzenia odrzuciła pierwszy z autokarów na przeciwny pas ruchu. Tam doszło do zderzenia z jadącą z drugiej strony ciężarówką.
Nie chciał zwalniać
- Nacisnąłem mocno hamulec, ale autobus nie zwalniał - opowiada reporterom "Super Expressu" prowadzący drugi autokar Michał Kała (62 l.), kierowca z 42-letnim stażem. - Musiało coś nawalić. Hamulce pewnie się zablokowały, inaczej zdołałbym się zatrzymać - twierdzi mężczyzna.
Choć próbował wytracić prędkość, hamując biegami, na niewiele się to zdało. Ranni trafili do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach. Kilka osób pozostanie tu na obserwacji.
- Badamy okoliczności wypadku - mówi Jacek Pytel ze śląskiej policji. - Za wcześnie, by mówić o tym, kto zawinił. Najważniejsze, że wszyscy żyją - podkreśla policjant.
Groźna seria
To kolejny poważny wypadek w tym rejonie w ostatnim czasie. Trzy tygodnie temu na pobliskiej ul. Lokalnej w czołowym zderzeniu autobusu przewożącego pracowników i ciężarówki zginął kierowca samochodu ciężarowego, a mężczyzna prowadzący autokar odniósł ciężkie obrażenia.