Meghan Markle i książę Harry opowiadają o brytyjskiej rodzinie królewskiej same najgorsze rzeczy, ale nie przestają korzystać z bycia eks royalsami. Wytknięto im to po raz kolejny przy okazji czwartkowej wizyty w Nowym Jorku. Meghan i Harry wybrali się tam z wizytą godną koronowanych głów. Oddali hołd ofiarom zamachu z 11 września 2001 roku przy nowojorskim pomniku, a asystowali im przy tym burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio i Kathy Hochul, gubernator stanu Nowy Jork. Po co aż taka pompa, skoro Meghan to tylko była aktorka, a Harry nie jest pracującym członkiem rodziny królewskiej? Ale to nie wszystko. Nie dość, że uciekinierzy z rodziny królewskiej załatwili sobie też spotkanie z amerykańską ambasador przy ONZ Lindą Thomas-Greenfield, to jeszcze skorzystali przy tym najwyraźniej z federalnej ochrony. Reporter "Daily Mail" rozmawiał z tajemniczym eleganckim ochroniarzem, który niczym cień podążał za Meghan i Harrym i czekał na nich pod luksusowym hotelem Carlyle.
NIE PRZEGAP: Meghan Markle i książę wrócą do Anglii?! "Królowa tego chce"
NIE PRZEGAP: Wielkie zmiany w Watykanie! Bez tego nie zobaczycie papieża
Ochroniarz ów twierdzi, że jest pracownikiem Homeland Security, czyli Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, instytucji federalnej odpowiedzialnej za bezpieczeństwo wewnętrzne Stanów Zjednoczonych. Koszty rocznej pracy Homeland Security to 50 miliardów dolarów rocznie. Część z tej kwoty podatnicy właśnie przeznaczyli na ochranianie Harry'ego i Meghan. Jak tłumaczy "Daily Mail" były agent Secret Service, ochronę federalną można przydzielić członkom rodziny głowy państwa, w tym wypadku drogę do ochrony na najwyższym poziomie otworzyło zatem książęcej parze pokrewieństwo z tak nieznośną ich zdaniem rodziną królewską.