Według relacji "Daily Star" do niebezpiecznego zdarzenia doszło w niedzielę na pokładzie samolotu należącego do linii Biman Bangladesh. W trakcie lotu z Dhaki do Dubaju młody mężczyzna miał wyciągnąć pistolet, którym zaczął wymachiwać. Według słów przedstawiciela sił zbrojnych Bangladeszu, generała Motiura Rahmana, pasażer zażądał widzenia z premier kraju - Sheikh Hasiną. Po interwencji członka personelu pokładowego, kapitan rejsu zdecydował się wykonać awaryjne lądowanie na międzynarodowym lotnisku Shah Amanat w Chittagong. Wtedy do akcji przystąpili antyterroryści.
Gdy samolot wylądował, wszyscy 142 pasażerowie i większość załogi bezpiecznie zeszli z pokładu i dopiero wtedy do akcji wkroczyli komandosi. W rozmowie z Reutersem Rahman zdradził: - Próbowaliśmy go (porywacza) aresztować, nakłonić go, żeby się poddał, ale odmówił i wtedy go zastrzeliliśmy.
Operacja trwała osiem minut. Porywacz został ranny i zatrzymany. Wkrótce zmarł na skutek odniesionych ran postrzałowych. Jak podkreśliły siły specjalne, w akcji nikt inny nie odniósł obrażeń.