Donald Trump po raz pierwszy od chwili wybuchu pandemii pokazał się publicznie z maseczką zasłaniającą usta i nos. Wcześniej pojawiał się na konferencjach, jednak maseczki zwisały mu z uszu, a sam Trump sceptycznie podchodził do lawinowej liczby zakażeń w USA. Zarzekał się też, że nie będzie nosił maski, a z jego krnąbrnej postawy kpił sam Joe Biden, jego kontrkandydat o fotel prezydencki z Partii Demokratów.
Coś jednak w Trumpie pękło. Prezydent odwiedził szpital wojskowy Waltera Reeda pod Waszyngtonem, gdzie spotkał rannych żołnierzy i pracowników służby zdrowia. Podczas wizyty miał na sobie czarną maseczkę. - Nigdy nie byłem przeciw maskom, ale wierzę, że mają czas i miejsce - powiedział opuszczając Biały Dom. W sobotę powiedział: „Myślę, że kiedy jesteś w szpitalu, szczególnie w tym szczególnym otoczeniu, gdzie rozmawiasz z wieloma żołnierzami i ludźmi, którzy w niektórych przypadkach właśnie zeszli ze stołu operacyjnego, myślę, że świetnie jest nosić maskę”.
Amerykańskie media podkreślają, że zmiana stosunku Trumpa do noszenia maseczek ochronnych nastąpiła, kiedy w Stanach Zjednoczonych odnotowano rekordową dobową liczbę zakażeń. Według danych Johns Hopkins University w ciągu ostatnich 24 godzin odnotowano kolejne 66 528 infekcji, co jest rekordem na jeden dzień. Odnotowano też prawie 135 000 zgonów.