Prezydent USA stwierdził, że wszyscy Amerykanie są "słusznie oburzeni" zabójstwem George'a Floyda. Ale latające koktajle Mołotowa, płonące samochody, kościoły i inne budynki, a tym bardziej protesty pod Białym Domem, które nie ustają, nie mogą mieć miejsca. Dlatego Trump postanowił podjąć nadzwyczajne kroki, by opanować sytuację. - Poprosiłem dziś każdego gubernatora, by użył Gwardii Narodowej w takiej liczbie, byśmy zdominowali ulice. Jeśli miasto czy stan odmówią podjęcia działań koniecznych do obrony życia i mienia ich mieszkańców, to rozmieszczę amerykańskie wojsko i szybko rozwiążę problem za nich – stwierdził.
Po przemówieniu w Białym Domu Trump skierował się do kościoła ewangelickiego, w którym dzień wcześniej podpalono piwnicę. Policja musiała utorować mu drogę i odgonić demonstrantów, więc użyto gazu łzawiącego. Trump miał trzymać w dłoni Biblię, a później wrócić do Białego Domu.