Rządy nie wiedzą co robić i jak zmusić mieszkańców europejskich państw do zachowania higieny, dystansu społecznego i przede wszystkim, w jaki sposób pozbyć się raz na zawsze koronawirusa SARS-CoV-2, który utrudnia życia mieszkańców. Nowe obostrzenia we Włoszech spotkały się z ostrą reakcją obywateli. W Turynie zaczęto wybijać szyby witryn sklepowych i plądrować luksusowe butiki. Zapłonęły race, protestujący używali też petard. Turyńska policja potraktowała tłum gazem łzawiącym. Kilka godzin wcześniej 300 taksówek spokojnie ustawiło się w równych rzędach na tym samym obszarze, aby zwrócić uwagę na straty finansowe spowodowane pandemią.
Gorąco było też w Mediolanie. Policja również używała gazu łzawiącego, aby rozproszyć protestujących, gdy tłumy skandowały „wolność, wolność, wolność!” i rzucały koktajle Mołotowa w centrum miasta. Za zamieszki obwiniono ekstremistycznych agitatorów, a policja powiedziała, że w stolicy aresztowano 28 osób. Protesty we Włoszech spowodował rządowy nakaz zamknięcia barów, kawiarni i restauracji o godzinie 18:00, który potrwa do 24 listopada, również w Rzymie, Genui, Palermo i Trieście. Kilka włoskich regionów i miast wprowadziło już godzinę policyjną, aby ograniczyć liczbę młodych ludzi gromadzących się na świeżym powietrzu.
W Hiszpanii z kolei setki osób zgromadziło się w Barcelonie, aby zaprotestować przeciwko ostatnim ograniczeniom rządów Hiszpanii i Katalonii przeciwko koronawirusowi. Wprowadzono tam bowiem nocną godzinę policyjną. Protestujący nie tylko manifestowali swój sprzeciw płonącymi racami, ale też podpalali kosze. W całej Hiszpanii zaś wprowadzono stan alarmowy.