"Super Express": - Jacek Michałowski, były szef kancelarii prezydenta Komorowskiego, powiedział, że za waszych czasów trzeba było płacić 30 tys. zł za hotele Marcina Dubienieckiego.
Andrzej Urbański: - Powiedział i nie przedstawił najmniejszego dowodu, śladu zapisku, że to jest prawda. Nie wiem, czy tak było, czy nie, ale prosiłbym, żeby opublikował na to jakiś kwit! W samo gołe słowo pana Michałowskiego, który myli się we wszystkich innych sprawach, nie mogę jednak uwierzyć.
- W jakich innych sprawach się myli?
- We wszystkich! Pan Michałowski mówi, że był skwitowany przez NIK. Otóż nie był, bo za ten rok nie mogła go jeszcze skwitować. Myli się w sprawie kardynalnej dla każdego urzędnika - że budżet kancelarii można przekroczyć.
- Nie można?
- Nie! Jest dyscyplina budżetowa, z której trzeba się rozliczać. I jeżeli wypłacił wszystkie nagrody z danej działki, popełnia poważne wykroczenie. Nie byłoby tej reakcji kancelarii prezydenta Dudy, gdyby nie to, że zjawili się 6 sierpnia w kancelarii i okazało się, że nie mogą nikogo zatrudnić, żadnego eksperta. Bo te pieniądze, wszystko, wydali już poprzednicy. Do tego wszystkie te meble, obrazy...
- Pan Michałowski mówi też, że wybudowaliście salę kinową za 2 mln zł.
- Chciałbym tę salę kinową zobaczyć. W Pałacu Prezydenta? Gdzie to jest? Problem z kancelarią prezydenta Komorowskiego polega na kompletnej beztrosce, jaka tam panowała. I to wynika z tego audytu. Ktoś pyta pana Michałowskiego, co się stało z tymi obrazami, a on na to: "No nie wiem, zniknęły".
- Zniszczono serwis do kawy za 4300 zł. Miał zaledwie rok, ale uznano, że jest już stary. Za waszych czasów też tak było?
- Nie chciałbym przechodzić do tak szczegółowych wydatków, bo to trochę magiel. W każdej instytucji powinno być jednak tak, że na wszystko są kwity. Wydano pieniądze, coś zniszczono, to robi się dokument.
- To zemsta ludzi prezydenta Dudy na Komorowskim? Pokazali mu, że zaginęły obrazy, a nawet zutylizowano szafę pancerną, co przecież łatwe nie jest...
- Przede wszystkim te nadużycia obciążają jednego człowieka. Nie prezydenta Komorowskiego - ten audyt nie uderza w niego. Obciążają właśnie szefa jego kancelarii, pana Michałowskiego. To on podpisuje wszystkie dokumenty. Prezydent niczego takiego nie podpisuje. I pan Michałowski broni sam siebie.
- Gdy pan przestał być szefem kancelarii, to panu niczego nie wypominano?
- Niczego.
- Bo pan gdzieś ukrył tę salę kinową, którą pan wybudował!
- I cierpliwie czekam na kwity o tej sali kinowej. W przypadku pana Michałowskiego jest wiele wątpliwości. Był ośrodek prezydenta w Lucieniu, który też komuś oddano. Podobnie jak słynną willę po Edwardzie Gierku w Klarysewie.
- Podobno to ruina.
- Bez przesady, całkiem dobra willa, tam odbywały się takie bardziej poufne spotkania, bo trudno w niej cokolwiek podsłuchać.
- Przejdźmy ze spraw prezydenckich do spraw telewizji. Był pan prezesem TVP. Wicepremier Gliński powiedział w TVP: "To jest program propagandowy, tak jak wasza stacja uprawiała propagandę i manipulację od kilku lat". I ta dziennikarka zapewne teraz boi się, że on ją zwolni.
- Wicepremier nikogo nie zwolni, bo TVP jest samodzielną spółką.
- Akurat.
- Nie, daję słowo, nie ma takiej możliwości. Spór jest jednak istotny, bo dotyczy cenzury i wolności słowa. Wicepremier powiedział, że nie da żadnej złotówki z budżetu na ekscesy pornograficzne. 40 lat temu powstał wspaniały dramat Gombrowicza "Iwona, księżniczka Burgunda". Ostrzegał w nim, że jeżeli cała sztuka pójdzie w epatowanie nagością, to sztukę współczesną trafi szlag. Przeczytałem wszystkie recenzje z wrocławskiej sztuki i każda zajmowała się głównie tym, czy doszło do zbliżenia na scenie, czy nie.
- Nie doszło.
- A to różnie opisywano. Ale jeżeli ma to być klucz rozpoznawania nowoczesnej, progresywnej sztuki, to można to za przeproszeniem o kant dupy potłuc. To sztuka, jak Gombrowicz prorokował, skończyła się na naszych oczach. Jeżeli Wrocław chce być słynny właśnie z tego, to niech zawiesi sobie na ratuszu dwie gołe pupy i z tego słynie. I premier Gliński ma sto procent racji, pieniądze ludzi, z podatków na to iść nie powinny. Prywatny mecenas w granicach prawa może sponsorować każdą sztukę, co mu się podoba. Natomiast państwowy nie powinien w tym brać udziału.
- Minister kultury, który ma decydować m.in. o kształcie TVP, powiedział, że "stacja uprawia propagandę od lat i to się zmieni". To jest o jeden most za daleko?
- Niestety, jest to przekroczenie pewnej granicy. TVP ma na sumieniu różne grzechy.
- A pan jakie miał na sumieniu grzechy? Każdy pyta, po co pan wpuszczał tego Lisa do telewizji.
- Mam na sumieniu właśnie tego Lisa, który jest nieszczęściem TVP. Tyle że ja zatrudniałem przeciwnika o pewnym dorobku, a nie kogoś, kto miał manipulować i uprawiać propagandę na rzecz władzy. Wicepremier w tej rozmowie posunął się za daleko i to trzeba załagodzić. Choć według mnie dziennikarka pytająca pięć razy o to samo powinna być zdjęta z anteny. Pytanie trzeba umieć zadać tak, żeby rozmówca jednak się odsłonił.
- Jest możliwe, żeby państwowa telewizja była apolityczna?
- Absolutnie nie. Nigdzie tak nie ma, Europa nie zna takiego przypadku. BBC uprawia politykę przeciwko rządom konserwatystów, w lewackim sosie. Ludzie są niedoskonali, a dziennikarze mają poglądy. I każdy uczciwy dziennikarz powinien to uczciwie przyznać. Dziennikarz powinien jednak umieć wydobyć z rozmówcy coś ciekawego, bo to rozmówca jest obiektem zainteresowania.
- To wydobywam z pana: telewizja będzie teraz PiS-owska?
- Tego nie wiem.
- Tak, nie wie pan...
- Telewizja ma być teraz instytucją kultury. Czy Filharmonia Narodowa, Biblioteka Narodowa, Muzeum Narodowe są partyjne lub propagandowe? Telewizja się od nich różni i trzeba patrzeć na palce, jak po tych zmianach będzie.
- Kto ma patrzeć?
- Wszyscy. Pan też może co rano notować, że tu i tu przekroczyli.
- Pan to chyba chce się zapisać do Komitetu Obrony Demokracji. Właśnie powstał.
- To jest jakaś alternatywna rzeczywistość.
- Jest zagrożona demokracja czy nie? PiS może wszystko.
- Umówmy się, Trybunał Konstytucyjny nie rządzi Polską. I robienie z tego gigantycznej afery to właśnie histeria, o której mówi Paweł Śpiewak, za co Lis z Palikotem obrzucili go uwagami, że jako Żyd boi się o stołek. To jest coś tak karygodnego...
- E tam, uspokaja pan, bo był pan tak trochę z PiS.
- Nigdy nie należałem do PiS. I nie ma żadnego zagrożenia. Mamy po prostu do czynienia z czymś w wielu krajach normalnym, ale u nas nowym, czyli przewagą jednego ugrupowania. I w tym projekcie, który popieram, te zmiany muszą być bardzo szybkie. Wszyscy chcą pokazać, że ta nowa władza różni się od poprzedniej, rządzącej przez 8 lat. Słyszę, że koordynator ds. służb ma już na celowniku 500 urzędników państwowych, żeby ich sprawdzić...
- To dobrze?
- Bardzo dobrze. Państwo psuje się od głowy. I jeżeli ta władza nie pokaże, że potrafi rządzić, to będzie gniła w różnych kompromisach.