Joanna Scheuring-Wielgus

i

Autor: STANISLAW KOWALCZUK

Scheuring-Wielgus: Chodzi nam o symbol

2016-10-03 4:00

- Chodzi o pokazanie, że jest nas dużo i też liczymy się w tym kraju. Chodzi o symbol. Kobiety, widząc w godzinach pracy na ulicach i w kawiarniach inne kobiety ubrane na czarno, będą mogły poczuć, że jest ich więcej, niż myślą - mówi "Super Expressowi" Joanna Scheuring-Wielgus.

"Super Express": - "Precz z dyktaturą kobiet"?

Joanna Scheuring-Wielgus: - Obym miała wyłącznie takie pomyłki w życiu!

- No nie wiem. Były poseł SLD Dariusz Joński jakoś ochoczo podchwycił. Podejrzane, bo to jednak facet...

- (śmiech) Naprawdę nie przesadzajmy. Wolę być łapana na czymś takim niż na pokazywaniu środkowego palca.

- Dzisiejszy strajk kobiet wypali?

- Dużo się o tym pisze na Facebooku, ludzie rozmawiają o tym między sobą. Nawet jeżeli strajkować będzie mniej osób, niż mamy nadzieję, to ważne, że w ogóle ten protest się odbędzie. A odbędzie się z tego, co widzę, w całej Polsce.

- Strajk wzoruje się na akcji z Islandii. Nie ma pani poczucia, że to jak przygotowano jego polską wersję, na starcie zabija jego sens i szanse powodzenia?

- Dlaczego?

- Tam kobiety przestały na jeden dzień pracować i wykonywać obowiązki. A w Polsce? Wszystko z góry ugadane wcześniej z władzami uczelni, z szefostwem korporacji. Wiadomo, że tych koleżanek nie będzie w pracy, a ktoś będzie za nie. Co to za strajk w porozumieniu z pracodawcą?

- Niech pan spojrzy na to z drugiej strony. Jeżeli pracodawcy się zgadzają, to znaczy, że są po stronie kobiet. 40 lat temu sytuacja kobiet była inna i potrzebne były inne metody.

- E tam, stają po stronie. Z góry wiedzą, że nie będzie straty dla biznesu, bo to ugadano, więc niech się panie pobawią w strajk. Jaka jest skuteczność strajku, jego celów, skoro nikogo nie zaboli, nie zaskoczy, nie sparaliżuje?! Jak czymś takim cokolwiek wymusić?

- Nie chodzi o paraliż! Chodzi o pokazanie, że jest nas dużo i też liczymy się w tym kraju. Chodzi o symbol. Kobiety, widząc w godzinach pracy na ulicach i w kawiarniach inne kobiety ubrane na czarno, będą mogły poczuć, że jest ich więcej, niż myślą.

Po apelu Krystyny Jandy o strajk kobiet w poniedziałek z obu stron barykady usłyszałem, że łatwo to mówić kobiecie, która jest popularna, bogata i prowadzi prywatny biznes. Co mają powiedzieć przedszkolanki, kelnerki, nauczycielki? Ot, fanaberia pań z elit.

- To nie jest tak, że Krystyna Janda rzuciła coś trudnego, nie dbając o kobiety, o których pan mówi. Myślę, że nawet nie spodziewała się takiego odzewu. Zawsze jednak lepiej dla każdej akcji, jeżeli jej pomysł rozpocznie ktoś znany, bo łatwiej ją rozpropagować.

- Projekt, który pani poparła, miał zmieniać obecną ustawę antyaborcyjną, łagodząc ją i legalizując aborcję do 12 tygodnia. Platforma zapowiedziała wczoraj chęć wpisania obecnych zapisów ustawy do konstytucji, odrzucając możliwość liberalizacji.

- To jest coś kuriozalnego. Pokazuje, że Platforma jest wciąż 20 lat do tyłu.

- Wy, jako zwolennicy zmiany ustawy, krytykując PiS, możecie mieć jednak problem z konsekwencją.

- Dlaczego?

- Mówicie, że konstytucji trzeba bezwzględnie przestrzegać, a werdykty Trybunału Konstytucyjnego uznawać.

- Oczywiście. PiS łamie konstytucję i nie respektuje wyroków Trybunału.

- Trybunał Konstytucyjny, powołując się na konstytucję, uznał, że zapisów obecnej ustawy aborcyjnej nie można zmienić, bo byłoby to złamanie konstytucji. Według orzeczenia z 1997 roku właściwie można je tylko zaostrzać...

- Tak, ale czasy się zmieniły. To było za prof. Zolla...

- To wybiórcze traktowanie orzeczeń Trybunału...

- Nie, bo to orzeczenie sprzed 20 lat. Realia się zmieniły i trzeba dyskutować także o zmianie prawa. I była szansa, ale PiS odrzucił projekt, który w kwestii zakazów zmieniał właściwie jeden zapis.

Zobacz: Czarna sobota - protest kobiet. Relacja NA ŻYWO. "MACICE WYKLĘTE!"