"Super Express": - Dlaczego wyrzucacie tego posła Łukasza Rzepeckiego? Przecież to prawie jeszcze dziecko. Ma 25 lat, a wygląda jakby miał nieskończone...
Jan Maria Jackowski: - My go nie wyrzucamy, natomiast poseł Rzepecki robi wszystko, żeby samemu wykluczyć się poza PiS.
- Przecież to młody człowiek jest. Trzeba było go napomnieć, porozmawiać.
- Były takie rozmowy. Dał się poznać jako osoba, która nie stosuje się do zasad, które obowiązują w klubach parlamentarnych, gdzie jest taka instytucja jak dyscyplina klubowa, uzgadnianie stanowiska i występowanie z nim na forum publicznym. A nie takie działania powiedziałbym outsiderskie. Sam postawił się poza Prawem i Sprawiedliwością.
- Chodziło o to, że chciał uchylenia immunitetu Tarczyńskiemu?
- Problemów jest więcej, przypomnę wystąpienie w dyskusji nad ustawą o paliwach...
- .Bardzo mi się to wystąpienie podobało.
- Rozumiem, że panu się podobało, jednak są pewne zasady. Czasami są w polityce sytuacje, w których trzeba podejmować niepopularne decyzje.
- Z podwyżki cen paliw się wycofaliście. Rzepeckiego było na wierzchu.
- Było, ale złamał dyscyplinę. Mogę ubolewać, bo warto, żeby młodzi ludzie wchodzili do polityki, żeby się uczyli, żeby zmiany pokoleniowe następowały w sposób płynny. Ale bycie w polityce to jest gra drużynowa, kwestia wspólnego etosu i działań. Rozumienia, że czasem muszę trochę zrezygnować ze swego, dla większego dobra.
- W PiS można mieć swoje zdanie czy też można je mieć pod warunkiem, że pokrywa się ze zdaniem Kaczyńskiego?
- W wielu kwestiach! Obóz Zjednoczonej Prawicy składa się z polityków mających w wielu sprawach różne poglądy.
- Na przykład wicepremier Gowin?
- Na przykład. Ale też w kwestiach gospodarczych działa zespół parlamentarny zajmujący się drobną i średnią przedsiębiorczością, podczas spotkań którego padają opinie często polemiczne do kwestii podejmowanych przez rząd. Pomimo różnic wszyscy mieścimy się w PiS. W sprawach zasadniczych mamy program, pod którym przed wyborami w 2015 r. wszyscy się podpisali, i ten program realizujemy.
- Znalazł się pan kiedyś w sytuacji, w której stanął przed Jarosławem Kaczyńskim i powiedział: "No nie Jarku, tu się z tobą nie zgadzam"?
- Nie jestem na ty z panem prezesem. Znamy się od ponad trzydziestu lat...
- I nie przeszliście na ty?!
- Nie, prezes mi nie proponował. Natomiast wielokrotnie miałem z nim okazję dyskutować. Jestem autorem książek o charakterze eseistycznym i publicystycznym, podejmowałem w nich ważne kwestie na temat wydarzeń po 1989 r. W niektórych sprawach mieliśmy z prezesem wspólne zdanie, a w niektórych odmienne.
- W jakich mieliście odmienne?
- Na przykład jeśli chodzi o ocenę funkcjonowania Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Pan prezes był dosyć krytyczny.
- Pan do tej partii należał?
- Tak, należałem, ale należał też Ludwik Dorn, cała plejada ważnych polskich polityków po 1989 r. To była dobra szkoła życia politycznego.
- Zna pan Romana Giertycha. Jak pan wyjaśni fenomen, że człowiek związany mocno z endecją nagle robi zwrot o 180 stopni?
- W roku 2006 r. bodajże w maju, byłem członkiem Ligi Polskich Rodzin i zwolennikiem współpracy LPR z PiS. Przewodniczący Roman Giertych uznał, że to niesłuszna linia i wyrzucił mnie i kilkudziesięciu innych działaczy. Po kilku dniach podpisano porozumienie z PiS, a Roman Giertych został wicepremierem.
- Giertych był człowiekiem ideowym?
- Był, i miał szansę zbudować takie polskie CSU. W Niemczech jest chadecja i jakbyśmy bardzo upraszczając uznali, że w Polsce za CDU może robić PiS, to takim odpowiednikiem CSU bardziej konserwatywnym i prawicowym mógł być LPR.
- Pan widuje się z Romanem Giertychem?
- Czasem spotykamy się gdzieś, przypadkowo.
- I nie pyta pan: "Romek, gdzie twoje ideały"?
- Mecenas Giertych jest politykiem, który uprawia politykę, nie będąc bezpośrednim uczestnikiem życia politycznego...
- I podskakuje na demonstracjach, krzycząc: kto nie skacze, ten za PiS-em.
- Niech pan popyta obecnych członków Młodzieży Wszechpolskiej, jak oceniają ostatnie działania "reaktywatora" tej organizacji. Każdy ma prawo do zmiany. Czasem jednak te zmiany przyjmują drastyczny charakter.
- Jest pan synem leśnika. Zapewne jako dziecko dostał pan broń, może strzelał. Jest pan za tym, żeby Polacy mieli broń?
- Nie.
- Nie jest pan synem leśnika?
- Jestem synem leśnika. Ojciec miał w domu kilka jednostek broni. Ja nie jestem myśliwym.
- I nie strzelał pan do zwierzyny?
- Nie, choć umiem strzelać i strzelałem sportowo. Mam pojęcie, co to jest broń. Nie mam pozwolenia na broń. I uważam, że jeśli chodzi o pozwolenia na broń, należałoby zmieniać przepisy, bo są zbyt restrykcyjne. Natomiast tak szerokie otwarcie jak proponowane w ustawie, która trafiła do komisji, jest zbyt daleko idące.
- Mówi pan o ustawie autorstwa Kukiz'15?
- Tak. Sami autorzy ustawy podają, że broń posiada w Polsce 120 tys. osób. Przewidują, że po wprowadzeniu ustawy liczba ta zwiększyłaby się do miliona. Proszę sobie wyobrazić, co stanie się przy tak wielkiej agresji w tej chwili choćby na drogach, pewnej emocjonalności i nieobyciu z bronią.
- Sugeruje pan, że pokłóci się kierowca z kierowcą i będą strzelać?
- Nie możemy takich sytuacji wykluczyć. Byłem świadkiem, gdy ktoś komuś zajechał drogę, wyskakiwał z samochodu, poziom adrenaliny jest bardzo wysoki. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś ma broń, wyciągnie ją za szybko. Nie znaczy to, że dostępu do broni w ogóle nie należy poszerzać. Ale w tej ustawie nie ma nawet badań psychologicznych i psychiatrycznych. Każdy na oświadczenie mógłby otrzymać broń. W myśl tej ustawy można by kupić nawet granatnik!
- Jest pan znanym katolikiem. Robi pan zakupy w niedzielę?
- Czasami mi się zdarzało. Ale staram się unikać.
- Dzień święty święcić?
- Dzień święty święcić, ale przede wszystkim myślę o pracownikach zatrudnionych w handlu. Owszem - uzyskują dodatkowy dzień wolny, jeśli pracują w niedzielę, tylko co z tego, jak pracownik ma dzień wolny w środę, a jego mama, żona, dzieci chodzą w tym dniu do pracy, szkoły?
- A czy o tym nie powinni decydować Polacy? Badania wskazują, że obywatele chcą robić zakupy w niedzielę.
- Dlatego pojawiła się propozycja kompromisowa autorstwa posła Śniadka, byłego przewodniczącego Solidarności, żeby co druga niedziela była wolna od handlu.
- Jako dziennikarz pracuję w niedzielę.
- Informacja, media funkcjonują w wymiarze publicznym podobnie jak szpitale. Handel czasami też, bo trudno wyobrazić sobie sytuację, by w dwumilionowej aglomeracji nie można było kupić chleba. Jednak projekt przewiduje, że niewielki sklep, jeśli jego właściciel sam zdecyduje się pracować, będzie mógł. Chodzi o wykluczenie sytuacji, w której strukturalnie ktoś nie będzie mógł spędzać niedziel ze swoją rodziną.
Zobacz: Premier Szydło skomentowała propozycje Dudy. To może zaboleć