Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Leszek Miller: Kik i inni

2015-07-22 4:00

Do tegorocznych wyborów parlamentarnych pozostały trzy miesiące. Trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi Bronisław Komorowski był zdecydowanym faworytem. Mało kto przypuszczał, że urzędująca głowa państwa nie wygra w pierwszej turze, a nawet jeśli będzie druga tura wyborów, to urzędujący prezydent zmiażdży swojego konkurenta jak mrówkę.

Stało się inaczej i to Andrzej Duda szykuje się do zasiedlenia apartamentów prezydenckich, bijąc się z myślami, czy osiąść w Belwederze, czy w Pałacu Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu. Po wyborach na najwyższy urząd w państwie zapanował czas niejasności politycznej i ideowej. Nikt nie ma pewności, są tylko prawdopodobieństwa. W tej atmosferze SLD i inne ugrupowania przystąpiły do zbudowania porozumienia wyborczego, którego efektem będzie jedna lista wyborcza. Kooperacja na lewicy nie podoba się wielu politykom i mediom, najbardziej tym "specjalistom", którzy wieszczyli zwycięstwo Komorowskiego w wyścigu prezydenckim, a wcześniej stawiali równie śmiałe hipotezy odnoszące się do innych kampanii wyborczych.

W tym towarzystwie nie mogło zabraknąć Kazimierza Kika, który od lat próbuje zdobyć mandat gdziekolwiek i od lat obywa się smakiem. Opromieniony najnowszą klęską wyborczą do sejmiku mazowieckiego dr Kik poucza innych, w jaki sposób mają być wybrani. "Zjednoczenie lewicy to wielka ściema" - mówi ten wybitny fachowiec. "Jeśli powstanie koalicja wyborcza, to będzie ona pozbawiona wiarygodności" - twierdzi wiarygodny specjalista od przegranych kampanii wyborczych. Zostawmy osobnika bardziej pasującego do filmów z serii komedii pomyłek i popatrzmy na propozycje programowe jednoczącej się lewicy. Jedną z nich jest projekt premii obywatelskiej wypłacanej w wysokości uzależnionej od tempa wzrostu gospodarczego. Zakładamy, że jedna trzecia rocznego przyrostu PKB powinna być przeznaczona na wypłatę dla obywateli Rzeczypospolitej, którzy przecież ten dochód tworzą. Przykładowo - jeżeli w tym roku wzrost PKB ma wynosić 3,4 proc., to oznacza to 54 mld zł.

Jedna trzecia z 54 mld to jest mniej więcej 18 mld. Te 18 mld zł powinny być podzielone tak, by trafiły do obywateli. Na takim rozwiązaniu najbardziej skorzystałyby wielodzietne rodziny. 18 mld zł w przeliczeniu na mieszkańca to jest około 500 zł. Czteroosobowa rodzina - dwoje dorosłych i dwoje dzieci - to premia w wysokości 2 tys. zł. Wnosimy też projekt podatku od transakcji finansowych albo lepiej mówiąc - podatku od spekulacji finansowych. Dziennie w Polsce obroty tego rynku wynoszą 12 mld zł. Te kwoty wynikają głównie ze spekulacji na kursie polskiej waluty i gdyby wprowadzić tylko 0,5-procentowe opodatkowanie, to dochód do budżetu w skali roku wyniósłby 12 mld zł.

Prace nad wprowwadzeniem takiego podatku prowadzi obecnie 11 krajów UE, w tym Niemcy i Francja. Podatek ma wejść w życie w przyszłym roku. Niestety, w Polsce rząd nie prowadzi takich prac, stojąc bardziej po stronie londyńskiego City niż interesów własnych obywateli. Zdaniem prof. Andrzeja Sopoćki wprowadzenie podatku antyspekulacyjnego od obrotu walutowego wydaje się w tej chwili konieczne ze względu na przyszłe zawirowania na rynku walutowym na świecie. Taki podatek to oliwa na wzburzone fale. Inne fale zalewają dr. Kika i innych, ale to już temat na inny felieton.

Zobacz: Janusz Korwin-Mikke: Gdyby PiS wygrał wybory...