Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: Jarosław Kaczyński jest zagadką

2016-04-29 6:00

Przyznam, że Jarosława Kaczyńskiego czasami kompletnie nie rozumiem. I nie mówię tutaj o jakichś tajemniczych planach czy dziwacznych posunięciach, których sens pojmą dopiero przyszłe pokolenia, zachwycone genialnością lidera PiS. Mówię o sprawach właściwie bardzo prostych, nawet podstawowych.

Jest sobie mianowicie pani Beata Mazurek, rzeczniczka klubu PiS. Pani Mazurek większości obserwatorów objawiła się dopiero w obecnej kadencji Sejmu i jak dotąd zasłynęła zgrabną poradą dla samotnych matek, które nie łapią się na program 500 plus. Zasugerowała im mianowicie, żeby ustabilizowały swoje życie i urodziły kolejne dzieci. Już wówczas stało się jasne, że pani rzecznik ma dość ograniczone umiejętności kontrolowania swoich słów oraz przewidywania ich konsekwencji. A jednak pozostała na miejscu.

Przedwczoraj natomiast poszła pani Mazurek za ciosem, oznajmiając, że Sąd Najwyższy to "grupka kolesi". Można by oczywiście bronić określenia pani rzecznik na gruncie czysto merytorycznym, przypominając choćby stenogramy podsłuchów CBA z afery dotyczącej domniemanego załatwiania wyroków za łapówkę w Sądzie Najwyższym właśnie. Tyle że nie o to chodzi. Chodzi o formę, która w tym wypadku kompletnie przyćmiła treść.

Mogła pani Mazurek powiedzieć na przykład: "Uchwała Sądu Najwyższego to w istocie prywatna opinia grupy blisko z sobą powiązanych, również towarzysko, dam i dżentelmenów". Sens w gruncie rzeczy ten sam, jednak brzmi inaczej. Ale żeby ująć sprawę w ten sposób, musiałaby pani Mazurek mieć choćby śladową tak zwaną świadomość językową, czyli umiejętność takiego posługiwania się językiem, aby zgrabnie przekazywać określone treści, dostosowując formę do okoliczności. Musiałaby też umieć kojarzyć fakty i przewidywać, że jeśli rzeczniczka klubu PiS nazwie grono zasiadające w SN "grupą kolesi", to dyskusja przez kolejne dni skupi się właśnie na tym określeniu zamiast na przesłaniu, które być może pani Mazurek chciała przekazać.

Zobacz: Jaki: Prawniczy salon boi się zmian

Wszystko to jednakowoż wymagałoby określonych mocy intelektualnych, których w tym wypadku najwyraźniej nie staje. I tu właśnie Jarosława Kaczyńskiego nie rozumiem. Nie jest przecież możliwe, żeby w całym klubie PiS nie było ani jednej osoby, która mogłaby się podjąć niewdzięcznej roli rzecznika i która wypełniałaby tę funkcję z nieco lepszym skutkiem niż nieszczęsna pani Mazurek. Widać przecież, że się kobieta męczy, a Jarosław Kaczyński - wbrew mniemaniu niektórych - sadystą nie jest. Zatem - dlaczego?