Mateusz Zardzewiały

i

Autor: Andrzej Lange Mateusz Zardzewiały

Mateusz Zardzewiały: Patrzcie, jak się wyrywa!

2016-09-28 7:00

Ministerstwo Sprawiedliwości chce usprawnić działanie podległych mu instytucji. Bardzo słuszna idea! Aby ją zrealizować, resort planuje wyprowadzić z sądów sprawy o wykroczenia. Aby osiągnąć ten cel, trwają prace nad zmianą przepisów, która ma polegać m.in. na tym, że nie będzie można odmówić przyjęcia mandatu - dziś człowiek przekonany o swojej niewinności może to zrobić i wówczas policja kieruje sprawę do sądu.

W myśl propozycji ministerstwa funkcjonariusze tak czy siak naniosą na odpowiedni blankiet dane osoby popełniającej wykroczenie - choć oczywiście nadal będzie można odwołać się do sądu z już wystawionym mandatem. To rozwiązanie można jeszcze względnie zaakceptować - da ono czas na ochłonięcie i podjęcie decyzji pod wpływem rozsądku, nie emocji.

Ale skoro już jesteśmy przy emocjach, to one zdecydowanie rosną, gdy zagłębimy się w szczegóły. Zgodnie z doniesieniami "Rzeczpospolitej", jeśli ukarany mandatem nie zgodzi się z decyzją funkcjonariuszy i pójdzie do sądu, a ten przyzna jednak rację stróżom prawa, to zapłaci więcej niż wówczas, gdyby od razu zapłacił karę. "Część ukaranych, kiedy ochłonie po odebraniu mandatu, dojdzie do wniosku, że nie warto iść do sądu, by go podwyższać" - mówi "Rzeczpospolitej" wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który jest autorem tych propozycji.

Czyli dobra zmiana ma polegać na tym, że obywatel będzie się bał dochodzić swoich praw, zastraszony widmem wyższej kary?

Dlaczego sąd ma być pozbawiony możliwości zmniejszenia kwoty zaproponowanej przez policjantów, w przypadku, gdy uzna, że funkcjonariusze wypisali zbyt wysoki mandat? Czy następnym krokiem będzie zasada, że sądy kolejnych instancji nie mogą skazywać na wyrok więzienia niższy niż ten, który zapadł w I instancji? Uniewinnienie albo podwyższenie? I tak do dożywocia?!

Tymczasem część ekspertów wskazuje jeden banalnie prosty mechanizm, który umożliwia "rozładowanie" kolejki w sądach - to sędziowie pokoju. Można też inaczej podejść do problemu, znosząc sztywne reguły, w myśl których przebiegnięcie przez środek ruchliwego skrzyżowania karane jest takim samym mandatem, jak przejście przez osiedlową uliczkę w nieoznakowanym miejscu w środku nocy.

Jeśli Łukasz Piebiak nie żartuje, to mam wrażenie, że właśnie wyrywa się na ochotnika do wzięcia udziału w zabawie znanej szerzej jako rekonstrukcja rządu. I lepiej, żeby nawet nie próbował się tłumaczyć! Bo w przypadku, gdy opinia publiczna uzna, że mimo wszystko nie ma on racji, samo pozbawienie go stołka nie wystarczy. W końcu w myśl zaproponowanej przez Piebiaka logiki powinien w takim przypadku ponieść wyższą karę. Może zakaz sprawowania funkcji publicznych?

Zobacz: Wiesław Johann: Ten pan nie powinien być sędzią