Sławomir Neumann o sytuacji pielęgniarek: Nie stać nas na rewolucję

2016-06-02 4:15

Sławomir Neumann w rozmowie z Mateuszem Zardzewiałym komentuje protest pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka.

"Super Express": - Pielęgniarki w Centrum Zdrowia Dziecka zarabiają średnio 4791 zł brutto. To dużo, mało? Słusznie protestują?

Sławomir Neumann: - Załóżmy, że dane podawane przez ministerstwo są prawdziwe. Chciałbym dowiedzieć się, czy to średnie zarobki na jednym etacie czy też po doliczeniu dodatków itp.

- W tej kwocie zawierają się również pieniądze za nadgodziny itd.

- Trzeba zbadać, ile jest w tym nadgodzin. Być może na oddziałach jest za mało pielęgniarek, przez co nadgodzin jest za dużo i w efekcie pielęgniarki są przemęczone. Lecz nie należy rozpatrywać protestu tylko w kontekście zarobków.

- Co jeszcze jest punktem zapalnym, jeśli chodzi o sytuację pielęgniarek w Polsce?

- Choć zarobki pielęgniarek są chyba największym systemowym problemem w ochronie zdrowia, jaki trzeba rozwiązać, to dodatkowo wiele wyszkolonych pielęgniarek nie pracuje w zawodzie, ponieważ są dla nich atrakcyjniejsze miejsca pracy - a mowa tu o kilkudziesięciu tysiącach osób. Do tego na studiach pielęgniarskich są wolne miejsca - młodzi nie chcą na nie iść, ponieważ nie widzą przyszłości finansowej w tym zawodzie.

Zobacz: Tomasz Walczak: OFE? Do likwidacji

- Co zrobił poprzedni rząd, by uporać się z problemem?

- Podpisaliśmy porozumienie dotyczące podwyżek dla pielęgniarek - przez 4 lata pensje mają wzrastać o 400 zł rocznie. Co prawda to nie rozwiąże problemu pielęgniarek w długoterminowej perspektywie, jednak mimo wszystko wynagrodzenia wzrosną. Myślę, że taką praktykę trzeba regularnie stosować. Przez najbliższe lata trzeba podnosić wynagrodzenia, tak by stały się one atrakcyjne. Tym bardziej że już dziś wiadomo, że nie nastąpi zastępowalność pokoleń - liczba osób idących na studia pielęgniarskie spada, wiek pielęgniarek rośnie. Do tego mamy ich za mało. Problem z kadrą jest kluczowy.

- Ten problem narastał przez lata, większość gabinetów musiała liczyć się z protestami w służbie zdrowia, i to nie tylko pielęgniarek. Dlaczego trudności nadal nie są rozwiązane?

- Przez te lata przy dostępnych środkach poszczególne sprawy były załatwiane. Nie uważam, że np. zarobki lekarzy są w Polsce problemem, dziś znajdują się na dobrym poziomie. Ale pamiętajmy, że długo były one kłopotem. Jednak ostatnie lata przyniosły podwyżki i dzięki temu mamy spokój w tej grupie zawodowej. Zostały pielęgniarki, ratownicy medyczni i przedstawiciele zawodów technicznych w medycynie. Jednak biorąc pod uwagę rosnące koszty procedur, zwiększającą się liczbę potrzebnych świadczeń, to przy środkach na ochronę zdrowia, jakimi dysponujemy, na same wynagrodzenia zawsze brakuje. Myślę, że jeszcze przez wiele lat będziemy mieli do czynienia z powolnymi zmianami systemowymi, ponieważ nie stać nas na rewolucję w ochronie zdrowia. Nie widzę możliwości, by gwałtownie przybyło nam środków w systemie ochrony zdrowia. Dlatego trzeba szukać konsensusu pomiędzy środowiskiem medycznym a władzą. Tą władzą, ale i kolejnymi.

- Wy - jako koalicja PO-PSL - też mieliście do czynienia z protestem środowiska. Słusznie pan zauważył, że przyszłych rządów również to nie ominie. Czy dostrzegał pan w przeszłości chęć porozumienia po stronie pielęgniarek czy tylko żądania realizacji postulatów? Jak ta sprawa wygląda dziś?

- Pracując w Ministerstwie Zdrowia, brałem udział w tych negocjacjach. Trwały one kilka długich miesięcy. Pielęgniarki negocjowały twardo, ale gdy traktowało się je poważnie, to rozmowy były uwieńczone sukcesem w 2015 roku. Ale gdy minister Radziwiłł siedział w gabinecie, a w CZD trwał strajk, to na taką odległość nie da się dogadać.