- Kto lepiej się zaprezentował podczas debaty prezydenckiej i może się uważać za jej zwycięzcę?
- To zależy dla kogo. Debata jest fragmentem procesu wyborczego i wynik będziemy znali dopiero w najbliższą niedzielę. Dzisiaj możemy się jedynie zastanawiać, czy w jakikolwiek sposób zmieniły się, czy skorygowały trendy. Tendencję spadkową poparcia Bronisława Komorowskiego i rosnącą Andrzeja Dudy widzieliśmy już wcześniej, a ujawniła ją I tura. Jak dotąd był to trend zdecydowany i wyraźny, prezydent stracił połowę swoich potencjalnych wyborców. Pytanie, czy w tej debacie było coś, co by te tendencje odwróciło. Wydaje mi się, że nie. Przekaz był skierowany przede wszystkim do zwolenników, czyli ludzi przekonanych do Komorowskiego, którzy z jakichś powodów nie poszli na wybory w I turze. Zadanie Andrzeja Dudy jest znacznie prostsze. Jemu chodzi o podtrzymanie trendu, bo jest on dla niego korzystny. W tej chwili jest oczywiście trudno na te pytania odpowiadać, natomiast wielu socjologów badających społeczne uwarunkowania polityki w Polsce twierdzi, że debata nic w tej materii nie zmieniła. Jeśliby uprościć odpowiedź na pana pytanie, można by powiedzieć, że spotkanie zakończyło się wyraźnym plusem dla Andrzeja Dudy.
- Jak się ma debata do narracji Bronisława Komorowskiego o podziale Polski na radykalną i racjonalną w kontekście tego, że to raczej prezydent bardziej atakował Andrzeja Dudę, a nie na odwrót?
- To całkowicie potwierdza tezę, którą sformułowałem. Cały przekaz prezydenta jest skierowany do zwolenników, ludzi, którzy są w stanie w ogóle tego typu narrację przyjąć. Bronisław Komorowski próbował energią ataków zmobilizować ich do pójścia na wybory w II turze. To oznacza, że nie liczy on już w ogóle na pozyskanie nowych wyborców, bo pokazał siebie jako osobę agresywną i w wielu wypowiedziach po prostu arogancką. Andrzej Duda z kolei zaprezentował się, być może do przesady, jako człowiek dobrze wychowany, kulturalny i elegancki. Wydaje mi się, że powinien drugą debatę wykorzystać do bardziej zdecydowanego i stanowczego zripostowania przynajmniej niektórych ataków Bronisława Komorowskiego, czego teraz było bardzo mało. Andrzej Duda zachowywał się w tej debacie jak zwycięzca i przyszły prezydent, który nie zniża się do poziomu wyciągania haków czy wykłócania się o cytaty.
- Czyli nie przypuszcza pan, że ta debata będzie punktem zwrotnym w kampanii?
- Jej znaczenie polega raczej na utrzymaniu trendów, które już ujawniły się wcześniej i nic się nie wydarzyło, aby sytuacja uległa zmianie.