Mam wyrzuty sumienia

i

Autor: Piotr Grzybowski Redaktor naczelny „Super Expressu” Sławomir Jastrzębowski w rozmowie ze  Zdzisławem Krasnodębskim – socjologiem i filozofem społecznym, kandydatem PiS do PE

Zdzisław Krasnodębski - "jedynka" PiS dla Super Expressu: Mam wyrzuty sumienia

2014-05-23 9:35

Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny "Super Expressu" w rozmowie z prof. Zdzisławem Krasnodębskim.

"Super Express": - Chciałem, ale przecież nie mogę pana przedstawić Czytelnikom jako członka PiS...

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - No tak, nie jestem członkiem tej partii, lecz jej kandydatem. Jestem numerem jeden na liście PiS w Warszawie.

- Sam się pan o to starał czy może ktoś to panu zaproponował?

- Półtora roku albo dwa lata temu odbyła się niezobowiązująca rozmowa pomiędzy mną a szefem partii, z którym współpracuję od lat. W trakcie tej rozmowy narodziła się idea mojego kandydowania.

- Panowie są po imieniu?

- Tak.

- Zacytuję pana wypowiedź dla tygodnika "wSieci": "Jest polską racją stanu, by Jarosław Kaczyński, którego mam szczęście nazywać także swoim przyjacielem, został premierem, to również mój osobisty cel. Nawet więcej, takie działanie nakazuje mi moje sumienie". Jaki prywatnie jest pański przyjaciel?

- W tym zdaniu chodziło mi o to, że mam przyjazny stosunek do pana prezesa.

- On odwzajemnia to uczucie?

- Mam nadzieję, że tak.

- Jest kostyczny, zasadniczy?

- Nie, zupełnie nie. Jest wybitnym liderem. Spotykamy ludzi w różnych rolach. Pana teraz spotykam w roli dziennikarza, ale przecież moglibyśmy się też spotkać prywatnie. Ja znam Jarosława Kaczyńskiego w roli intelektualisty.

- No ale jaki jest jako przyjaciel?

- Jest niezwykle ciepłym człowiekiem.

- A gdyby pan go o coś poprosił?

- Myślę, że mógłbym na niego liczyć. On pomaga wielu ludziom.

- Czy nie obawia się pan, że może pana odtrącić, tak jak odtrącił wielu swoich przyjaciół? Można wymienić Ludwika Dorna, nazywanego trzecim bliźniakiem, albo Kowala, Kamińskiego, Ziobrę, Kurskiego, Kluzik-Rostkowską...

- Miałem wiele przyjaźni w życiu i wielu ludzi darzyłem zaufaniem - czasami, tak jak to w życiu bywa, kończyło się to rozstaniami. Bo pojawiały się różnice poglądów, wręcz animozje. Ważne jest to, jak się ludzie ze sobą rozstają. Żadne z osób, które pan wymienił, nie są dla mnie wzorem. Raczej są negatywnym przykładem.

- Czyli jeżeli pan się będzie z prezesem rozstawał, to nie będzie się pan wypowiadał negatywnie na temat PiS...

- Na pewno. Gdyby zdarzyło się tak, że zostałbym wybrany i w trakcie trwania kadencji miał poczucie, że moje poglądy nie są zbieżne z poglądami partii, którą mam reprezentować, to zawsze istnieje bardzo honorowe wyjście w postaci złożenia mandatu.

- A chciałby być pan ministrem rządu?

- Nie.

- Czyli nie zarządzający, a doradca?

- Nie wiem, czy mam takie umiejętności. Każdy robi to, co potrafi. Myślę, że akurat w Parlamencie Europejskim się przydam. Nie wiem nawet, czy byłbym dobrym posłem w polskim Sejmie.

- W swoim spocie wyborczym wykorzystał pan dwoje dziennikarzy - Bronisława Wildsteina i Anitę Gargas. Wildstein mówi o panu tak: "Wybitny intelektualista uznany w Polsce i na świecie. To prawdziwy polski inteligent. Trudno wyobrazić sobie lepszego kandydata do europarlamentu". Bardzo miłe słowa...

- Pan, panie redaktorze, jest innego zdania? Proszę powiedzieć.

- Proszę mi wybaczyć, ale na pewno nie wystąpiłbym w pańskim spocie wyborczym.

- My się nie przyjaźnimy.

- Nawet gdybyśmy się przyjaźnili, to ja jestem dziennikarzem i występuje tu konflikt interesów. Z tego względu Bronisław Wildstein, którego bardzo szanuję, zrobił według mnie rzecz niedopuszczalną. Czy pan go wykorzystał i czy ma pan wyrzuty sumienia?

- Mam. Wiele osób poprosiłem o wypowiedź. Także moich kolegów uniwersyteckich, także z Niemiec, którzy mają zupełnie inne poglądy, i oni się zgodzili. Akurat nie wszystkie te materiały zostały opublikowane.

- Powiedział pan, że ma pan wyrzuty sumienia...

- Usiłuję to wyjaśnić. Wystąpienie obojga tych znakomitych dziennikarzy - pani Anity Gargas i pana Bronisława Wildsteina - jest poparciem dla mnie. Jestem kandydatem bezpartyjnym, a oni w zasadzie nie mówią o mojej działalności czysto politycznej, bo tej też nie było. Mówią o mnie jako o osobie i jest to zamieszczone wyłącznie na moich osobistych stronach internetowych.

- Nie ma czegoś takiego jak osobiste strony kandydata. Pana "osobistość" skończyła się w momencie, kiedy wystartował pan w tych wyborach.

- To przykra strona tej działalności (śmiech). Na tym być może polega mój wyrzut sumienia, ponieważ uważałem, i uważam w jakimś sensie, że kandydując do Parlamentu Europejskiego, nie tracę swojej osobowości, nie tracę swoich przyjaciół. Nie tracę tej dobrej opinii, na którą zasłużyłem, i ta opinia - pewnie się pan zgodzi - nie jest bardzo polityczna.

- Dobrze, zostawmy to. Janusz Korwin-Mikke o kobietach: "Gdyby pan się znał na kobietach, toby pan wiedział, że się je troszeczkę gwałci". Co pan o tym sądzi?

- W ogóle nie powinniśmy tego komentować. Dlatego też zdecydowałem się kandydować i uczestniczyć w życiu politycznym, żeby tego rodzaju politycy po lewej i po prawej stronie zniknęli z życia publicznego.

- "Korwinie, znikaj" - mówi prof. Krasnodębski?

- Nie jestem w stanie tego zadekretować. Chciałbym przekonywać Polaków, żeby takie osoby ignorowali - jak Korwin-Mikke czy Palikot. Istnieje skrajny feminizm, ekologizm czy europeizm.

- Pan jest daleki od skrajności?

- Czasami mam bardzo mocne poglądy, ale uważam, że to akurat poglądy uzasadnione.

- PiS jest partią inteligencką?

- Tak. W tym sensie, że skupia znaczny odłam polskiej inteligencji.

- I tylko inteligencja ma głosować?

- Naturalnie, że nie. Ja tylko polemizuję ze stwierdzeniem, jakoby światłość, wykształcenie, europejskość, wiedza, erudycja, poczucie humoru były cechami miłościwie nam panującej partii. Akurat tam zdarzają się ludzie inteligentni, ale typu operatora. Ludzie o inteligencji bardzo instrumentalnej, w której polityka zamienia się w rodzaj manipulacji.

Zobacz: Krzysztof Gawkowski: Palikota trzeba wyrzucić do kosza!

Wiadomości Se.pl na Facebooku