Adrian Zandberg, partia Razem

i

Autor: Piotr Grzybowski Adrian Zandberg, partia Razem

Adrian Zandberg: Europa to my

2020-11-28 9:32

To był szczególny dzień. Najpierw usłyszałem ministra Kowalskiego. Według pana ministra Polsce zagraża niemiecki spisek, w związku z czym żąda "twardego, polskiego weta" wobec eurobudżetu. Co takie weto ma dać? Ile możemy stracić? To już pana ministra wyraźnie nie interesuje. Minister polskiego rządu może gadać nieodpowiedzialne, antyeuropejskie bzdury, byle tylko zdobyć parę minut w telewizyjnym okienku.

To był szczególny dzień. Najpierw usłyszałem ministra Kowalskiego. Według pana ministra Polsce zagraża niemiecki spisek, w związku z czym żąda "twardego, polskiego weta" wobec eurobudżetu. Co takie weto ma dać? Ile możemy stracić? To już pana ministra wyraźnie nie interesuje. Minister polskiego rządu może gadać nieodpowiedzialne, antyeuropejskie bzdury, byle tylko zdobyć parę minut w telewizyjnym okienku.

Chwilę potem przeczytałem wypowiedź posłanki Gasiuk-Pihowicz. Ona dla odmiany uważa, że Polska jest w Unii członkiem drugiej kategorii, więc powinna siedzieć cicho. "Porównywanie groźby weta Holandii do groźby polskiego weta to żart. Holandia płaci, więc wymaga" - napisała.

Wyjaśnijmy na początek: wypisanie się z europejskiego funduszu odbudowy byłoby bolesnym błędem. Ten fundusz jest po to, żeby za kilka lat koronawirusowy dołek był tylko przykrym wspomnieniem. Jeśli kryzys się przedłuży, to przez lata będziemy słuchać o "koniecznych cięciach" i "zaciskaniu pasa". Nasza przyszłość zależy od europejskiej gospodarki. Gdyby weto było skuteczne, mocno by Europę osłabiło. O tym zresztą marzy skrajna prawica, która zamiast solidarnej Europy woli narodowy egoizm. Jeśli natomiast pozostałe kraje zdecydują się polskie weto obejść, to długofalowo na tym przegramy. Gdy Niemcy skorzystają ze środków na odbudowę, a Polska nie - to za pięć lat Niemcy będą silniejsze niż dziś, a Polska słabsza niż dziś.

Nie jest jednak prawdą, jak próbuje przekonać posłanka Gasiuk-Pihowicz, że holenderski głos to poważna sprawa, a polski - żart. Nie ma powodu zachowywać się tak, jakbyśmy byli "tymi gorszymi". Mamy prawo głosu w Unii. Mamy też, co najistotniejsze, wspólną odpowiedzialność za przyszłość Europy.

Czasem mam poczucie, że niektórzy politycy mylą Brukselę ze szkołą. Może już czas na dorosłość? Nie jesteśmy w Brukseli wzorowym uczniem, który ma być tylko grzeczny i słuchać się pani. Nie jesteśmy też klasowym łobuzem, gotowym wypić kwas solny, byle tylko zrobić na złość nauczycielce. Mamy wpływ na to, jaką wspólnotę tworzymy. Nie warto tego marnować.

Jaką Europę odbudujemy po pandemii? Czy zapłacą za to biedni czy bogaci? Jak zorganizować transformację energetyczną i walkę z kryzysem klimatycznym? Czy Europa wspólnie zainwestuje w atom? Czy poprzemy wspólną, europejską politykę społeczną i wspólne standardy na rynku pracy? Jak skończyć z unikaniem podatków przez wielki kapitał? To są pytania, od których zależy przyszłość Polski. Na te pytania odpowiedzią nie jest ani niszczenie tego, co wspólne, ani serwilizm.