migranci

i

Autor: Podlaska Straż Graniczna

Dziesiątki tysięcy uchodźców na polskiej granicy? Kryzys na granicy z Białorusią ocenia wiceszef OSW

2021-08-19 6:30

Granica z Białorusią stała się sceną sztucznie wywołanego kryzysu migracyjnego - ocenia wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk. W rozmowie z "Super Expressem" mówi, że "to próba odwetu Łukaszenki na tych państwach UE, które w percepcji reżimu są najbardziej aktywne we wspieraniu białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego". Jak bardzo może eskalować ten kryzys? Czy na polskiej granicy pojawią się dziesiątki tysięcy uchodźców?

Granica z Białorusią będzie wkrótce świadkiem próby dostania się tysięcy migrantów do Polski i Unii Europejskiej? Zdaniem Wojciecha Konończuka to nadal mało prawdopodobny scenariusz. "Udało się ograniczyć ruch lotniczy między Bliskim Wschodem a Białorusią. Jeśli nie wróci on do poprzedniego poziomu czy tym bardziej się nie zwiększy, jakby chciał tego Mińsk, to napływ migrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki będzie ograniczony" - mówi ekspert. Zwraca także uwagę, że spodziewany wzrost migracji z Afganistanu spowodowany przez przejęcie w tym kraju władzy przez talibów, niekoniecznie musi się stać faktem. Dlaczego? Zachęcamy do lektury wywiad z Wojciechem Konończukiem.

„Super Express”: - To, co dzieje się na granicypolsko-białoruskiej nie jest przypadkiem…

Wojciech Konończuk: - Oczywiście nie jest. To sztucznie wywołany przez reżim białoruski kryzys, który zaczął się późną wiosną na granicy litewsko-białoruskiej i coraz bardziej rozszerzał się na granicę polsko-białoruską. To próba odwetu Łukaszenki na tych państwach UE, które w percepcji reżimu są najbardziej aktywne we wspieraniu białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. Przy tym to kryzys wywołany przez służby białoruska prawdopodobnie z mniejszym lub większym wsparciem służb rosyjskich.

- Wiemy skądinąd, że w przerzucie migrantów na Białoruś bierze udział firma związana prezydencką administracją Łukaszenki.

- Tak, wiemy to od czerwca głównie dzięki śledztwu niezależnych dziennikarzy białoruskich i mediów litewskich. Rzeczywiście, spółka Centrkurort, która podlega administracji Łukaszenki jest współorganizatorem  tego kryzys. Stworzyli sieci głównie w Iraku, zwabiając migrantów i obiecując im przerzut do UE. Jest to jednocześnie bardzo intratny biznes dla Białorusi, bo przerzut nie odbywa się to za darmo. Według różnych źródłem za dostarczenie na granicę unijną ci ludzie płacą reżimowi 10-15 tys. euro.

- Objęty sankcjami reżim ma więc dopływ twardej waluty, stara się destabilizować sytuację w ościennych krajach unijnych i liczy przy okazji, że w ten sposób zmusi do ustępstw Zachód. Całkiem sporo jak na tak prosty trik.

- Myślę, że ma to przede wszystkim zmusić Zachód do negocjacji. To zresztą wprost mówi Łukaszenka, który wielokrotnie wzywał, aby usiąść i przedyskutować sytuację. Nie podejrzewam, że UE złagodzi sankcje lub nie pojawią się nowe. Będzie raczej odwrotnie, co bardzo wyraźnie komunikuje m.in. Litwa, wzywając do nakładania kolejnych sankcji. Takie głosy słychać również w Brukseli części innych państwach UE.

- Łukaszenka będzie starał się zawrzeć podobną umowę jak Erdogan, który w zamian za zatrzymanie uchodźców z Bliskiego Wschodu u siebie w Turcji, ubił niezły interes?

- Na pewno skala kryzysu obecnego i tego z 2015 r. jest nieporównywalna. Wtedy było kilkaset tysięcy ludzi, a tu – przynajmniej na razie – mówimy o kilku tysiącach migrantów, którzy dostają się na Białoruś nie tyle drogą lądową, co lotniczą. Póki co UE była w stanie skutecznie ograniczyć ruch lotniczy główni z Irakiem, bo ¾ migrantów na granicy z Litwą pochodziło właśnie stamtąd. Ostatnie kilkanaście dni pokazuje, że napływ uchodźców się zmniejszył. Jednak na pewno nie jest to koniec tego kryzysu migracyjnego i Mińsk z pewnością będzie chciał go kontynuować.

- Jak bardzo może on eskalować? To już będą dziesiątki tysięcy ludzi, których reżim będzie wypychał do UE?

- Wydaje się, że tak duża liczba migrantów to wciąż mało prawdopodobny scenariusz. Po pierwsze, jak już mówiłem, udało się ograniczyć ruch lotniczy między Bliskim Wschodem a Białorusią. Jeśli nie wróci on do poprzedniego poziomu czy tym bardziej się nie zwiększy, jakby chciał tego Mińsk, to napływ migrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki będzie ograniczony. Otwarte jednak pozostaje pytanie o Afgańczyków.

- Tu są poważne obawy, czy nie znajdą się za chwilę na Białorusi, uciekając przed Talibami.

- Afgańczycy, którzy znaleźli się w ostatnich tygodniach na granicy polsko-białoruskiej, trafili tam najprawdopodobniej nie drogą lądową – przez Azję Centralną i Rosją, ale z Bliskiego Wschodu. Głównym kierunek dla uchodźców Afganistanu są jednak państwa ościenne – Pakistan, Iran czy Turcja. Szlak lądowy przez Azję Centralną i Rosję ma wiele ograniczeń. Same państwa  centralno-azjatyckie zamknęły swoje granice na uchodźców afgańskich i ich nie wpuszczają. Boją się destabilizacji wewnętrznej. Kazachstan czy Uzbekistan pozycjonują się jako państwa, które prowadzą odpowiedzialną politykę międzynarodową. Nie sądzę więc, aby do otwarcia ich granic miało dojść.

- A co Rosją? Nie pograłaby afgańską kartą migracyjną?

- Rosja mogłaby być zainteresowana wywołaniem lub wspieraniem kryzys migracyjny a potem jego instrumentalnym wykorzystaniem, ale ona nie ma granic lądowych z Afganistanem. Ewentualnym zagrożeniem może być natomiast uruchomienie na szeroką skalę połączenia lotniczego między miastami rosyjskimi a Tadżykistanem, gdzie wpływu rosyjskie są największe.

- Jeśli spełni się optymistyczny scenariusz i Łukaszenka nie będzie miał tak dużo ludzi, których chciałby wykorzystywać w swoich gierkach, to jak długo jeszcze będzie destabilizował sytuację na granicy?

- To zależy, na ile będzie to wszystko skuteczne. Póki co pewne cele Łukaszenka osiągnął. Wywołał poważny kryzys – na razie głównie na granicy z Litwą, mimo że w ostatnich tygodniach Litwinom udaje się uszczelnić granicę i nie wpuszczają większości nielegalnych migrantów. Podobnie jest na granicy polsko-białoruskiej. Powstał jednak pewnego rodzaju pat, bo migranci nie mogąc dostać się na Litwę i do Polski gromadzą się po stronie białoruskiej w pasie przygranicznym. Jeśli jednak litewskie i polskie służby graniczne trwale uszczelnią granicę to będzie to sygnał dla potencjalnych migrantów, że droga do UE przez Białoruś jest ślepą uliczką – granica została zamknięta i nie ma po co przyjeżdżać na Białoruś. To jest dziś celem i Polski, i Litwy.

Rozmawiał Tomasz Walczak