Jarosław Flis

i

Autor: "Super Express"

Gowin wziął to na klatę - reakcję wicepremiera ocenia prof Jarosław Flis

2020-04-04 6:30

Zmierzamy do 10 maja tak, jakbyśmy wypadli z samolotu. I możemy zastanawiać się, jak to będzie fajnie leżeć już tam na dole, na łące, po wszystkim. Może i będzie fajnie, ale jak tam wylądować? Na pewno nie za pomocą głosowania korespondencyjnego. Jeżeli ktoś myśli, że głosowanie korespondencyjne to jest wunderwaffe, to może się przekonać, że to jest harakiri.

„Super Express”: - Zbliża się 10 maja, konstytucyjny termin wyborów. I co z tym robić?

Prof Jarosław Flis: - Każdy, kto ma trochę kontaktu z rzeczywistością wie, że tych wyborów 10 maja nie da się przeprowadzić. Rozmawiałem z samorządowcem, który jest przeciwnikiem „buntu” samorządowców, ale dla niego też nie ulegało wątpliwości, że to niemożliwe z różnych względów. Nie da się.

Może rząd jest przekonany, że jak się postarają to się jednak uda?

Oczywiście, można zrobić wszystko, ale legitymizacja, ewentualne pretensje i skala wątpliwości może być taka, że stworzy nawet rządzącym więcej problemów, niż zysków. Za przesunięciem terminu wyborów jest już chyba większość ludzi w otoczeniu prezesa Kaczyńskiego. W aparacie państwa – z tego co się zorientowałem – większość też wie, że 10 maja się tego zrobić nie da. Ktoś musiał powiedzieć to głośno. I to Jarosław Gowin zdecydował się wziąć to na klatę. Ogłosić jako pierwszy i pójść z tym do prezesa.

I co z tego będzie? To propozycja dla opozycji: jedną, 7-letnia kadencja prezydenta Dudy i za dwa lata wybory, albo wybory jednak 10 maja i niemal pewne 5 lat Dudy.

Od tego rządzący mają władzę, od tego mamy polityków, by umieli się dogadać i przedstawić jakieś rozwiązanie. Przecież dziś mamy de facto sytuację stanu nadzwyczajnego…

Formalnie nikt nie chce tego wprowadzić, bo to oznaczałoby odszkodowania itd…

Jeżeli politycy obawiają się tych odszkodowań, to niech dogadają się z opozycją i zmienią zapisy o tych odszkodowaniach. Bo inaczej zmierzamy do 10 maja tak, jakbyśmy wypadli z samolotu. I możemy zastanawiać się, jak to będzie fajnie leżeć już tam na dole, na łące, po wszystkim. Może i będzie fajnie, ale jak tam wylądować?

Jak?

Na pewno nie za pomocą głosowania korespondencyjnego. Czy udałoby się to zrobić do jesieni? Też nie jestem pewien, bo będzie się to wiązało z kolosalnym ryzykiem. Jest ryzyko organizacyjno-kosztowe. Czy Poczta Polska da radę? Jest problem jak potwierdzać tożsamość? Przy odbiorze karty? Przy jej nadaniu? Za każdym razem?

Może ściągnąć to z Bawarii, gdzie takie wybory się odbyły?

Ok, ale przy całym szacunku dla samorządów, poziom emocji przy wyborach prezydenckich jest inny. Dodatkowo tam jest też pewien poziom zaufania i też zastanawiałbym się, co się stanie z tymi kartami, których się nie wykorzysta. Jestem w stanie wyobrazić sobie czarny rynek tych kart, handel nimi w Internecie.

Część osób mogła już w Polsce tak głosować.

Mogła. I aż 20 proc. tak oddanych głosów unieważniono. Bo zabrakło oświadczenia, bo rozklejona koperta itd. Z różnych powodów. Olbrzymie problemy mieli z takim głosowaniem Austriacy, bo okazało się, że w iluś przypadkach klej był wadliwy. I teraz wyobraźmy sobie, że te 20 proc. głosów nieważnych powtórzy się w wyborach prezydenckich. Te 20 proc. to będzie zapewne więcej niż różnica między zwycięzcą i przegranym w drugiej turze wyborów. Pamiętajmy, że przy trzykrotnie mniejszej ilości głosów nieważnych w wyborach samorządowych było mnóstwo pretensji i podważania ich wyniku. Jeżeli ktoś myśli, że głosowanie korespondencyjne to jest wunderwaffe, to może się przekonać, że to jest harakiri.