Spowiedź senatora PO zamieszanego w aferę przetargową

i

Autor: se.pl

Spowiedź senatora PO zamieszanego w aferę przetargową

2018-07-02 6:00

Senator PO Maciej Grubski na celowniku prokuratury! Łódzcy śledczy zarzucają mu, że przekazywał znajomemu biznesmenowi niejawne informacje o przetargu na zakup laserowego symulatora tzw. Wirtualnego Systemu Taktycznego Pola Walk, który był wart 22 mln zł. Politykowi zarzuca się również podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych. W rozmowie z "Super Expressem" senator Platformy i wiceszef senackiej komisji obrony bije się w pierś. - Po prostu nie sprawdzałem konta, to moje pieniądze - mówi Grubski. Opowiada o "politycznym zleceniu", które miał na niego dostać były szef CBA, Paweł Wojtunik. Twierdzi też, że udostępnieniane przez niego informacje dotyczące przetargu wcale nie były niejawne. A przetarg na symulator miał być ustawiony, ale nie przez niego... 

Super Express: Nakłonił pan ppłk Marka D. z Inspektoratu Uzbrojenia MON do przekazywania tajnych informacji dotyczących przetargu na symulator? Przetarg na 22 mln zł.

Senator PO, Maciej Grubski: Czytałem moje podsłuchy i maile. Zastanawiałem się czy coś mi się nie wymsknęło. Ale powiedziałem prokuratorowi, że przegra w sądzie, bo niczego nie ma! Wszystkie oskarżenia to interpretacje. Padają tam słowa "wydaje się", "przypuszczamy".

Prokuratura Krajowa twierdzi, że poufne dane były przez pana przekazywane mailem. Łatwo to sprawdzić.

To nie były poufne informacje. Dokument krążył już rok wcześniej. To nagonka, żeby mnie pogrążyć. Muszę się tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiłem. Chciałem, żeby najlepszy symulator trafił do wojsk. Były dyskusje z pułkownikami. Jeden z nich mówi, że przekazywał mi dane z własnej inicjatywy. Szef komisji przetargowej mówi, że dokument, który przekazałem Henrykowi K. (biznesmen, który miał wygrać unieważniony przetarg – red.) nie miał żadnego znaczenia dla przetargu. Nie mam sobie nic do zarzucenia.

Ktoś inny, poza Henrykiem K., dostawał od pana informacje w sprawie tego przetargu?

Henryk K. zgłosił się do mnie przez senatora Stanisława Gorczycę w październiku 2010 r. To było miesiąc po targach w Kielcach. Wtedy minister Bogdan Klich powiedział, że mamy 100 mln zł na kupowanie symulatorów, wchodzimy w elektornikę. K. odbijał się od różnych drzwi. Wtedy Gorczyca powiedział: "Weź, jesteś wiceprzewodniczącym komisji obrony, zajmij się sprawą". No i korespondowaliśmy. Tak wygląda interwencja senatorska. K. i inne firmy wiedzieli wszystko od różnych instytucji. Prokuratura Wojskowa prowadziła w tej sprawie dochodzenie, sprawę zamknięto. Umorzono wątki dotyczące podpułkowników, a wszystko trafiło do CBA. I mamy wielką aferę, politykę.

Zapytam jeszcze raz: kto poza Henrykiem K. zajmował się w Polsce sprzętem dla wojska, o którym mówimy?

Jedyny symulator na 2010 r., o takim poziomie abstrakcyjności, posiadała zagraniczna firma i jej przedstawiciel. Nikt tego nie posiadał. Przetarg, moim zdaniem, był ustawiony pod to, żeby ktoś w Polsce osiągnął taki poziom. Dawano na to czas. U wiceszefa MON, Waldemara Skrzypczaka były awantury, że to jest wszystko ustawiane. Przetarg został unieważniony. Nowy rozpoczęto w zeszłym roku i znowu go unieważniono! Według mnie to było ustawiane pod jedno z dużych polskich konsorcjów wojskowych, ale nie nadążali technologicznie.

Cała ta sprawa to, jak pan już opowiadał, "polityczne zlecenie" od Pawła Wojtunika (były szef CBA – red.) na Macieja Grubskiego?

Oczywiście. Podstawiono mi agenta, który chciał mnie skorupomować. Staraliśmy się z adwokatem o ujawnienie pierwotnego wniosku o założenie podsłuchu. Chcieliśmy udowodnić, że nie było podstaw, żeby mnie podsłuchiwać. Odmówiono mi tego, a inwigilowano mnie w sposób skandaliczny – na każdym urządzeniu, które jest możliwe. Jeździli za mną.

Dlaczego Paweł Wojtunik miałby mieć na pana zlecenie? Od kogo?

Nie wiem. Mam swoje przypuszczenia, ale nie będę ich ujawniał, bo nie chcę nikogo pomawiać. To nie moja słowa tylko Wojtunika. "Co pan ode mnie chce? Przecież na pana było zlecenie" – on mi tak powiedział.

Z agentem panowie się zakumplowali. Kiedy proponował panu korumpowanie urzędników mówił pan: "Nie mów takich rzeczy, bo ktoś pomyśli, że jesteś pies z CBA".

On chciał się spotykać tylko przy alkoholu. Wszystko przynosił, nie chciał żadnych kolacji. Najpierw proponował mi pieniądze, a parę miesięcy później – nie pamiętam już kiedy – zaczął mi mówić, komu trzeba dać łapówkę. Wtedy mu tak odpowiedziałem. I nasz kontakt się urwał. Kiedy prokuratura mi ujawniła podsłuchy, dowiedziałem się, że nagrywano mnie w domu na wideo.

To nie moja słowa tylko Wojtunika. "Co pan ode mnie chce? Przecież na pana było zlecenie" – on mi tak powiedział.

Stawia pan bardzo mocne zarzuty. Nie boi się pan?

Mamy mnóstwo papierów i dokumentacji do obrony. Firma, której miałem pomagać, zabezpiecza wszystkie maile, rozmowy. Gdyby nie to, bylibyśmy goli. Jestem wrabiany: łączą sprawę wynagrodzenia mojej żony, oświadczeń czy przetargu, badano moje zdrowie, sprawdzano mnie w Senacie. Przecież zrobiono ze mnie łapówkarza, to skandal! Idę do stomatologa, a on mi mówi, że 91 tys. zł łapówki wziąłem.

W grudniu 2013 r. łódzcy śledczy sprawdzali czy nie przyjął pan korzyści majątkowej w kwocie 91 tys. zł.

To postępowanie w związku z projektami mojej żony w prywatnej szkole. Podpisano z nią umowę na taką kwotę, ale nikt nie zapłacił. Zachorowała na raka, a ja zdecydowałem, żeby pójść do sądu pracy. Stąd te pieniądze, przyznane nam zresztą na sali sądowej.

Człowiek, który sprzedawał tę szkołę był związany z przetargiem na laserowy symulator?

To nie ma żadnego związku. To dwie różne sprawy. Przetarg dotyczy Henryka K. i interwencji w jego sprawie. 91 tys. zł to osobny wątek śledztwa. Nikt nie mógł udowodnić, że w jakikolwiek sposób pomogłem tej szkole.

A błędy w oświadczeniach majątkowych? Podobno nie wykazał pan 19 tys. zł zgromadzonych w domu. Trzymał je pan w skarpecie i zapomniał wpisać do oświadczenia majątkowego?

Traktuje to jako pomyłki. Zobaczymy, co powie sąd. Nie ma zarzutu, że to nie są moje pieniądze. Mam zarzuty dotyczące mojej pomyłki. Że podałem 500 zł, a na koncie było ponad 60 tys. zł. Że nie wykazałem pożyczki od teścia. Po wyjaśnieniach pozmniejszano te wszystkie kwoty. W dwóch wypadkach bardzo radykalnie. A 19 tys. zł miałem w domu. Nie ma pan w domu pieniędzy?

Mam, ale szczerze przyznam, że nie 19 tys. zł.

Tak, ale może ja trochę więcej zarabiam niż pan? Jest różnica.

Przecież zrobiono ze mnie łapówkarza, to skandal! Idę do stomatologa, a on mi mówi, że 91 tys. zł łapówki wziąłem.

Zgodzi się pan jednak, że różnica pomiędzy kwotą w wysokości 500 zł, a 19 tys. zł to prawie jak u Janusza Palikota, który zapomniał o słynnym samolocie.

Po prostu nie sprawdzałem konta, to moje pieniądze. Przepisywałem z oświadczenia na oświadczenie. To moja wina, biję się w pierś. Ale nie można rozstrzygać, że popełniłem raptem nie wiadomo jakie przestępstwo. Co ja, ukradłem te pieniądze? Uważam, że to powinno być umorzone.

Co dalej?

Prokuratura proponowała mi, żeby zakończyć sprawę grzywną. Ale ja nie zamierzam się zgadzać, bo nie mam sobie nic do zarzucenia. Rozstrzygnięcie w sprawie oświadczeń majątkowych powinno być proste. Uważam, że to powinno zostać warunkowo umorzone. A rozstrzygnięcie przetargu? Będziemy wzywać na świadków generałów i ministrów, ludzi ze Stanów Zjednoczonych, którzy oglądali ten sprzęt. Idziemy na wojnę. Państwo polskie kopnęło Senatora RP w dupę.

Jakub Szczepański