Krzysztof Szczerski, PiS

i

Autor: Karol Serewis Krzysztof Szczerski

Krzysztof Szczerski: Armię osłabił Klich, a nie Macierewicz

2017-04-18 4:00

„Super Express”: – Naprawdę trzeba było nocnych konwentykli z udziałem prezydenta, premier, prezesa PiS oraz szefów MON i MSZ oraz specjalnej komisji partyjnej, żeby pozbyć się człowieka z przerośniętym ego? Mam tu na myśli oczywiście pana Misiewicza.

Prof. Krzysztof Szczerski: – To spotkanie, które odbyło się Pałacu Prezydenckim, bynajmniej nie dotyczyło pana Misiewicza. Jego tematem było sprawy leżące w kompetencjach szefów MON i MSZ.
– Ale o Misiewiczu też była mowa.
Rozmawiano szerzej o polityce kadrowej. W tym kontekście odniesiono się także do kwestii pana Misiewicza. Pan Prezydent przedstawił swoją jednoznacznie negatywną ocenę tej sprawy. Panu prezydentowi nie chodziło o jego wiek, ale dojrzałość do sprawowania odpowiedzialnych funkcji.
– Z perspektywy Pałacu Prezydenckiego powołanie specjalnej komisji w PiS było potrzebne? A może pan Macierewicz tak się okopał w sprawie swojego totumfackiego, że trzeba było wytoczyć przeciwko niemu ciężkie działa?
– Pałac Prezydencki nie zajmuje się sprawami wewnętrznymi partii politycznych. Natomiast w mojej ocenie komisja była potrzebna, by wyjaśnić, w jaki sposób rozwijają się kariery młodych ludzi. Z jej prac mogą wyniknąć wnioski, które wszystkie partie powinny wziąć sobie do serca. Bo przecież w wielu partiach obserwowaliśmy kariery ludzi, którzy nie byli w pełni dojrzali, co potem negatywnie odbijało się na każdym rządzie.
– Opozycja złośliwie zauważa, że Misiewicz to tylko jeden z tysiąca działaczy partyjnych i ich rodzin, którzy na fali rządów wypłynęli na wysokie stanowiska w administracji i spółkach Skarbu Państwa. Takiej liczby doliczył się niedawno „Puls Biznesu”. To dopiero początek walki z rakiem kumoterstwa i nepotyzmu, który trawi rządy PiS?
– Proponuję spojrzeć na to z innej strony. Skala zmian personalnych pokazuje tylko, do jakiego stopnia spółki skarbu państwa były dotąd zawłaszczone przez działaczy PO i PSL.
– Tyle, że nie ma w tych zmianach kadrowych żadnej korekty. Jest zasada „kto nie z Mieciem, tego zmieciem”.
– Chcę tylko zwrócić uwagę na hipokryzję opozycji, która ma mnóstwo grzechów na sumieniu. Uważam, że z wydarzeń ostatnich tygodni powinna płynąć lekcja dla wszystkich.
– Lekcja będzie taka, że jak się już niezasłużenie awansuje, to nie można się wychylać? Pan Misiewicz tego nie potrafił, a jak wiadomo, im pawian wyżej wchodzi na drzewo, tym bardziej widać jego zadek.
– Bardzo obrazowy opis, gratuluję. Na pewno potrzebujemy mechanizmów, które będą uwzględniały dojrzałość do pełnienia określonych funkcji państwowych. Wiadomo, że jest pewien zakres stanowisk w aparacie państwa i gospodarce, które są elementem sprawowania rządów. Ale to powinno być ograniczone, a nie powszechne. Brak przynależności partyjnej przez lata rządów PO-PSL był barierą nie do pokonania w całym aparacie państwa. To była jedna z przyczyn emigracji młodych Polaków. Niech więc dzisiaj opozycja nie robi z siebie takich niewiniątek. Warto ustalić przejrzyste reguły gry w tym względzie.
– A teraz tak nie ma? Patrząc na waszych nominantów, wszędzie pełno bliższych lub dalszych krewnych działaczy PiS lub ich ziomków.
– Kto wychyla wahadło w jedną stronie, niech się potem nie dziwi, że odbija ono w drugą stronę. Dlatego tak niesmaczna jest ta hipokryzja opozycji. Co więcej, to za poprzednich rządów dochodziło do ogromnych afer, bo używano aparatu państwa niezgodnie z prawem, i to dla własnych materialnych korzyści. Za rządów PiS czegoś takiego nie ma.
– Dajmy szansę PiS. Jeszcze wszystko przed tą partią.
– Jednak za rządów PO-PSL mieliśmy system, który na to pozwalał. Sprawa Amber Gold pokazuje to dobitnie. Aby ona mogła zaistnieć, potrzeba było współpracy lub dziwnego zaniechania ze strony wielu instytucji państwa. Teraz z kolei rozmawiamy o problemie człowieka, który indywidualnie okazał się niedojrzały. Nie mamy natomiast żadnych problemów systemowych, które stwarzałyby pole do nadużyć. To wielka różnica.
– Wielu wskazuje na to, że sąd nad Misiewiczem tak naprawdę był sądem nad ministrem Macierewiczem, ten sąd miał go utemperować albo wręcz być początkiem jego końca. Jest coś na rzeczy?
– Pałac Prezydencki nie jest od personalnego ustawiania rządu. Nie miesza się też w ustanawianie hierarchii osób w partii. Pan prezydent zajmuje się w tej sprawie tylko jednym – dbaniem o bezpieczeństwo Polski.
– Zdaniem pana prezydenta Antoni Macierewicz jest gwarantem tego bezpieczeństwa?
– Przedświąteczny tydzień przyniósł bardzo ważne wydarzenie – oficjalne powitanie batalionu NATO w Polsce. Oznacza to, że wbrew temu, co mówi opozycja, nasz kraj jeszcze nigdy nie był tak bezpieczny w ramach Sojuszu. I to mimo działań opozycji, która najpierw chciała, żeby szczyt NATO, na których zapadła decyzja o stacjonowaniu wojsk w naszym kraju, nie odbył się w Warszawie, a potem twierdziła, że żadnych wiążących decyzji Sojusz nie podejmie. Tymczasem dzięki prezydentowi Andrzejowi Dudzie i rządowi udało się doprowadzić do sytuacji, w której terytorium Polski jest chronione przez naszych sojuszników.
– Nie jest tak, że bezpieczni jesteśmy tylko z sojusznikami w Polsce, bo działania szefa MON zupełnie rozbiły naszą armię?
– Proszę zobaczyć, za czyich czasów polska armia najbardziej zmniejszyła się liczebnie. Za czasów ministra Klicha armia zmniejszyła się na tyle, że zmieściłaby się na Stadionie Narodowym. To największe osłabienie polskiej armii od niepamiętnych czasów. A był to efekt źle przeprowadzonej profesjonalizacji armii. A potem wprowadzono taki system dowodzenia armią, że najtęższe generalskie głowy wciąż nie potrafią go pojąć. Na szczęście prezydent Duda będzie to naprawiał.
– A to, że większość dowódców na najwyższych stanowiskach w armii musiała pożegnać się z wojskiem lub sama odeszła, to pana zdaniem sanacja? Bo wielu wskazuje, że to znaczące osłabienie i bezpieczeństwu Polski nie służy.
– Ważne jest, kto przychodzi na te stanowiska, a nie kto z nich odchodzi. A ci, którzy przychodzą do sztabu, to niezwykle doświadczeni ludzie z autorytetem w armii. Ci generałowie zapewniają nam wysoki poziom dowództwa. Poza tym zmiany na poziomie oficerskim nie są większe niż w latach poprzednich.
– Zmiany kadrowe to nie wszystko. Mamy też spore opóźnienia, jeśli chodzi o nowy sprzęt dla armii. Choćby śmigłowce. Jak chwali się szef podkomisji smoleńskiej, pan Berczyński, to on „wykończył caracale”. I co na to pan prezydent?
– Nikt caracali nie wykończył, bo przetarg na śmigłowce trwa. Prezydent ma pełną i pewną wiedzę na ten temat. A pan dr Berczyński nie ma z tym nic wspólnego. Każdy powinien pamiętać, że należy się wypowiadać w ramach powierzonych kompetencji. Tylko wtedy słowo ma jakąś wartość.
– MON wręcz wprost powiedziało, że pan Berczyński kłamał w sprawie caracali. A skoro tak, to na ile jest wiarygodny w kwestii ustaleń jego komisji smoleńskiej?
– Ludzie, którzy wykraczają poza swoją rolę, czynią to ze szkodą dla siebie samych. Czym innym jest rola podkomisji pod przewodnictwem pana dr Berczyńskiego, a czym innym przetargi w armii. Dobrze, żeby członkowie tej komisji skupili się na tym, do czego zostali powołani i jaki mają mandat. Pan Berczyński nie miał mandatu, żeby komentować sprawę caracali, bo w ogóle w tej procedurze nie uczestniczył.
– A jak pracę komisji pana Berczyńskiego ocenia prezydent?
– Pan prezydent czeka na ostateczne jej ustalenia i wtedy dokona oceny jej prac.
– Na razie komisja twierdzi, że doszło na pokładzie tupolewa do wybuchu bomby termobarycznej. Co prezydent na to? Nie uśmiechnął się, słysząc to?
– Tu nie ma nic śmiesznego, bo zginęli ludzie… Proszę o szacunek.
– Wielu uważa, że enuncjacje pana Berczyńskiego wyglądały jednak nieco kabaretowo. A już na pewno mało przekonująco.
– W mojej ocenie lepiej by było wstrzymać się od ogłaszania prawdopodobnego przebiegu zdarzeń do czasu zebrania wszystkich dowodów i zakończenia prac podkomisji. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli ktoś w tej sprawie mówił nieprawdę, to ci, którzy twierdzili, że istniała znakomita współpraca z Rosjanami; że po stronie rosyjskich lekarzy była niesłychana empatia, choć już wiemy, że w czasie ich prac było wiele nieprawidłowości. Że ziemia była przekopana na metr, a nie była. Ci, co wtedy kłamali, dzisiaj powinni milczeć.
– Czym innym jest ocena śledztwa, które w wielu miejscach było, delikatnie mówiąc, niedbałe, a czym innym twierdzenie, że na pokładzie samolotu wybuchła bomba termobaryczna.
– Wolałbym, żeby naukowcy ze sobą rozmawiali, a nie ironizowali na temat pracy innych, bo to do niczego nie prowadzi.
– Pana ustalenia podkomisji smoleńskiej przekonują?
Dla mnie ostatecznie ważne będą wnioski prokuratury. Czekam na akt oskarżenia, bo najważniejsze, by nie było w tej sprawie poczucia bezkarności.