Szczyt NATO Obama - Duda

i

Autor: Shutterstock Szczyt NATO Obama - Duda

Dimitrij Babicz: NATO jest tak dobrowolne jak sowiecki kołchoz

2016-07-13 4:00

Po decyzji NATO o rozlokowaniu wojsk w "nowych" krajach członkowskich były szef BBN rosyjski publicysta Dimitrij Babicz.

"Super Express": - Po szczycie NATO w Warszawie i przed szczytem NATO - Rosja, Moskwa źle reaguje na rozmieszczenie batalionów Sojuszu w Polsce i krajach bałtyckich.

Dmitrij Babicz: - Tak, bo co to faktycznie oznacza? To, że rozkładamy wokół ogniska materiał wybuchowy!

- To ognisko to Rosja?

- Bez przesady. Tego ognia nie ma, Rosja nie ma żadnych agresywnych zamiarów wobec Polski czy krajów bałtyckich. To wyimaginowane zagrożenie.

- Założę się, że wielu Ukraińców też tak myślało.

- Wiem, że polskie media wierzą, że to agresja Rosji, ale od początku, od Majdanu, to była wojna domowa. Od tej pory Rosjanie wierzą, że wszystko może się zdarzyć. Kiedy Zachód podpisywał porozumienie o tym, że nie będzie żadnych nowych wojsk NATO w nowych krajach Sojuszu, zapewniał, że nie jesteśmy wrogami. I co?

- I okazało się, że to Rosja złamała porozumienie o nienaruszalności granic Ukrainy, której gwarantowała to za oddanie broni atomowej. Anektowała Krym.

- To inna sytuacja.

- Jak inna?! Było porozumienie i Rosja je złamała.

- Większość Rosjan odpowie panu, że gdyby nie tzw. rewolucja w Kijowie, to nigdy do aneksji Krymu by nie doszło. Ludzie na Krymie bali się jednak tego reżimu, który instalował się w Kijowie. Wiedzieli, że instaluje się nowa władza po przewrocie, że giną ludzie. Z punktu widzenia Rosjan Ukraina to była część naszego kraju. Połowa Rosjan, nawet ja, ma nazwiska wywodzące się z Ukrainy! I nagle tam jest tak antyrosyjski reżim.

- To jeszcze nie powód, żeby anektować...

- Nie, ale ludzie na Krymie po prostu bali się o swoją przyszłość. Nie chodziło, żeby Krym był rosyjski, ale żeby nie rządził nim ten reżim Poroszenki. Tego chcieli sami ludzie z Krymu!

- Krym był częścią Ukrainy. Polska, Litwa czy Estonia nie są częścią czegokolwiek innego i chcą, żeby na wszelki wypadek pomogły im wojska USA, Kanady, Wielkiej Brytanii...

- Będziemy mieli Amerykanów w Polsce, Niemców na Litwie, Anglików w Estonii. OK. Ale to sprawia, że każdy lokalny konflikt może się przekształcić w konflikt globalny! To olbrzymie zagrożenie.

- Może właśnie o to chodzi? Obie strony będą się bały rozwoju konfliktu i nikt nikogo nie zechce zaatakować? Więc w sumie to dobrze, że te wojska rozmieszczono? Może warto by było nawet stałe bazy?

- Nie, gdyż w takiej sytuacji każde, nawet drobne nieporozumienie może się zamienić w wojnę światową. Współczesny świat jest nieprzewidywalny. Może zdarzyć się jakaś prowokacja, może zdarzyć się jakiś błąd pilotów i może to być łańcuch wydarzeń. Nie lepiej załatwić to lokalnie? Na szczęście Rosjanie są przekonani, że mamy silne wojsko i NATO nie będzie chciało nas zaatakować.

- NATO nie będzie chciało napaść, bo to nie bardzo leży w jego interesie. To sojusz obronny, zachodnie społeczeństwa histerycznie reagują na wizję wojny.

- Może społeczeństwa, ale niech pan spojrzy na mapę z 1990 roku i dziś. Rosja ma o wiele mniej wojska przy granicy zachodniej niż kiedyś. Gdzie są granice ZSRR w 1990 roku, a gdzie NATO i jak to się zmieniło przez lata? Kto tu tak naprawdę prowadzi ekspansję?

- Różnica polega na tym, że NATO jest dobrowolnym związkiem państw, a ZSRR było bardzo umiarkowanie dobrowolne.

- Niby dobrowolne, ale niech pan zwróci uwagę, że politycy zachodni non stop przekonują, że Rosja nie jest ich wrogiem. Mówi to Francuz Hollande, mówi to Włoch Renzi. I po tym, gdy to mówią, wysyłają swoje wojska na rosyjską granicę! Tak dobrowolnie? NATO jest jak sowiecki kołchoz. On też niby formalnie był dobrowolny, też niby musiała być na wszystko zgoda wszystkich, ale wiadomo, kto tym wszystkim rządził. I co, czy oni te wojska wysyłają, żeby żołnierze mogli się wykąpać w Bałtyku? Na pewno woleliby w Morzy Śródziemnym.

- Wysyłają, bo widocznie wielu Litwinów, Polaków lub Estończyków Rosji się boi.

- O, kraje bałtyckie to osobny temat, Rosjanie mają o nich swoją opinię. Kiedy ktoś się boi, to siedzi cicho, nie prowokuje, jest spokojny. A co robią kraje bałtyckie? Gdyby się nas bali, ale tak naprawdę, to nie burzyliby pomników żołnierzy sowieckich! Robią wszystko, by wywołać rosyjską złość...

- Wie pan, jeżeli do inwazji wystarczyć by miało zburzenie pomnika, to ja poproszę jednak o te bazy. Może nawet jak najwięcej baz.

- Ale nikt nie mówi o inwazji. Rosjanie tego nie chcą. Litwini, Estończycy czy Łotysze dobrze jednak wiedzą, że te pomniki poległych żołnierzy z czasów walki z Hitlerem są dla Rosjan świętością. W czasach ZSRR religia była słaba i te ofiary II wojny światowej, te pomniki stały się niemal kultowe w sensie religijnym. Stąd też poziom oburzenia rosyjskiego społeczeństwa.

Zobacz: Katarzyna Kolenda-Zaleska: Na to świństwo mojej zgody nie będzie