PROFESOR ANTONI DUDEK

i

Autor: Andrzej Lange PROFESOR ANTONI DUDEK

Prof. dr hab. Antoni Dudek: Duda przestaje być jak Komorowski

2017-08-07 4:00

O dwóch latach prezydentury Andrzeja Dudy w rozmowie z "Super Expressem" politolog prof. dr hab. Antoni Dudek: - Teraz prezydent stanął na rozdrożu. I czas pokaże, czy te weta to apogeum i potem prezydent będzie dalej współpracował z obozem władzy, czy też będziemy świadkami dalszego usamodzielniania się prezydenta.

"Super Express": - Minęły właśnie dwa lata od zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na prezydenta RP. Jak podsumowałby pan ten okres prezydentury?

Antoni Dudek: - To był okres bardzo powolnego wyzwalania się prezydenta spod kurateli obozu politycznego, z którego się wywodzi, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Najważniejsze wydarzenie miało miejsce całkiem niedawno, chodzi o dwa weta w sprawie ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz Sądzie Najwyższym. Jednak przejawy prób usamodzielniania się były już wcześniej. Mam tu na myśli słynne przemówienie w rocznicę Smoleńska, które było znacznie bardziej koncyliacyjne niż przemówienie prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Kolejną sprawą była wymiana korespondencji z ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem, zawetowanie ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych, wreszcie inicjatywa referendum konstytucyjnego. Teraz prezydent stanął na rozdrożu. I czas pokaże, czy te weta to apogeum i potem prezydent będzie dalej współpracował z obozem władzy, czy też będziemy świadkami dalszego usamodzielniania się prezydenta.

- Obóz pisowskich "jastrzębi" bardzo ostro skrytykował prezydenta. Czy Andrzej Duda, grając na niezależność, nie straci u twardego elektoratu PiS?

- U tego najbardziej radykalnego być może straci, ale najpewniej zyska u tego centrowego. Z punktu widzenia reelekcji jest to racjonalne - bo wybory prezydenckie Andrzej Duda wygrał właśnie dzięki wsparciu centrowych wyborców. A wyborcy radykalni najpewniej i tak zostaną zmuszeni do poparcia Andrzeja Dudy. Stanie się tak, gdy PiS nie wystawi innego kandydata na prezydenta. Poza tym elektorat najbardziej radykalny, który dziś ciska na Dudę gromy, to kilka procent wyborców, co pokazały wyniki Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry czy wcześniejsze inicjatywy na przykład Antoniego Macierewicza. I tak naprawdę to grupka marginalna, która przez hałaśliwość wydaje się liczna, ale w wyborach może nawet nie przekroczyć 5 proc. poparcia.

- Prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Media przez ostatnie miesiące donosiły o napięciach na linii Pałac Prezydencki - MON. Chodzi o wspomnianą korespondencję, a ostatnio spór o generała Kraszewskiego z BBN.

- Tak, i zobaczymy, co będzie dalej, chociażby przy nominacjach generalskich 15 sierpnia. Dochodzą informacje szokujące, że Macierewicz chce nominować aż 40 generałów. Armia nie potrzebuje ich aż tylu, to jakaś horrendalna próba rewolucji kadrowej w wojsku, żadna armia czegoś takiego nie zniesie. Zobaczymy, jak na te propozycje zareaguje prezydent Andrzej Duda. Mam nadzieję, że zachowa się rozsądnie i zredukuje tę liczbę.

- Ważną rolę w prezydenturze Andrzeja Dudy odgrywa polityka międzynarodowa. Jak ocenia pan działania prezydenta na tym polu?

- Jeżeli mówimy o jakichś dokonaniach Andrzeja Dudy w przeciągu tych dwóch lat, to wszystko sprowadza się do działań właśnie na polu międzynarodowym. Przede wszystkim na uznanie zasługuje idea Trójmorza, która oczywiście jest dopiero w zalążku, ale to spory sukces.

- Tu jednak też widzimy kolejny spór - między Pałacem Prezydenckim a Ministerstwem Spraw Zagranicznych?

- Szef MSZ Witold Waszczykowski oficjalnie działania prezydenta wspiera, jednak ostra rywalizacja między MSZ a ministrem Krzysztofem Szczerskim z Kancelarii Prezydenta, głównym architektem polityki międzynarodowej głowy państwa, jest coraz bardziej zauważalna. Waszczykowski publicznie pozwolił sobie na krytykę działań prezydenta w sprawie nominacji dla ambasadorów. Nie jest tajemnicą, że Szczerski i Waszczykowski, delikatnie mówiąc, się nie lubią. I tak naprawdę jeśli rekonstrukcja rządu faktycznie nastąpi w okolicach listopada, a więc dwulecia gabinetu Beaty Szydło, Witold Waszczykowski powinien być pierwszym kandydatem do dymisji. Przynajmniej, jeżeli PiS chce poprawić relację z prezydentem. Poza wszystkim Witold Waszczykowski jest słabym ministrem, nie jest silny w samym PiS, bo w przeciwieństwie do Zbigniewa Ziobry nie ma własnej partii, w przeciwieństwie do Macierewicza własnej grupy zwolenników. Zastąpienie Waszczykowskiego na przykład Konradem Szymańskim, który jest zupełnie innej klasy dyplomatą, sprawiłoby, że relacje na linii Pałac - MSZ nie byłyby tak napięte. Jest oczywiście otwarte pytanie, czy Jarosław Kaczyński na to się zdecyduje. O tym dowiemy się jesienią.

- Wspomniał pan o konfliktach z Macierewiczem i Waszczykowskim, jednak najostrzej prezydenta zaatakował Zbigniew Ziobro. Tak zdecydowane słowa ministra o prezydencie z własnego obozu politycznego nie zdarzyły się chyba nawet za czasów "szorstkiej przyjaźni" między Leszkiem Millerem i Aleksandrem Kwaśniewskim?

- Owszem. Pamiętajmy, że o ile Waszczykowski ma pozycję stosunkowo słabą, Macierewicz ma grupę zwolenników, ale w razie jakiegoś rozłamu nie wiadomo, jaka grupa by za nim wyszła, Ziobro ma własną partię i być może poczuł się po prostu mocny.

- Mówi się też o partii prezydenckiej, której zalążki miałyby powstać na przykład przy wyborach samorządowych w dużych miastach. To realne?

- Ten scenariusz uważam za najmniej prawdopodobny. Do stworzenia partii potrzeba ludzi, pieniędzy, struktur. To bardzo trudne. Nie jest to jednak scenariusz niemożliwy. Kilka tygodni temu za nieprawdopodobne uznalibyśmy zapewne weta prezydenta do ustaw o sądownictwie. Te weta stały się jednak faktem.

- Lech Wałęsa jako prezydent zrywał sejmy, obalał rządy, wspierał lewą nogę. Aleksander Kwaśniewski był mocno związany z SLD, ale próbował odgrywać rolę arbitra, a Lech Kaczyński prowadził politykę tożsamościową. Do prezydentury którego z poprzedników porównałby pan pierwszą część kadencji Andrzeja Dudy?

- Paradoksalnie do zawetowania ustaw o sądownictwie prezydentura Andrzeja Dudy była najbardziej podobna do prezydentury Bronisława Komorowskiego. No, może jeszcze do krótkiego czasu kadencji Lecha Kaczyńskiego, gdy premierem był Jarosław. Chodzi o pełną koncyliacyjność wobec własnego obozu politycznego. Weta w sprawie sądów zmieniły ten obraz. Przyszłość pokaże, czy będzie to zmiana trwała.

Zobacz: Prezydent odpowiada internautce i MIAŻDŻY przy tym projekt reformy PiS

Przeczytaj też: Ziobro stanowczo: Byłem szefem Andrzeja Dudy

Sprawdź: Dziś mijają 2 lata prezydentury Andrzeja Dudy. Internauci bezlitośni!

Tomasz Walczak VIDEOBLOG: Andrzej Duda głównym wrogiem Jarosława Kaczyńskiego?