Leszek Miller: Jest KOR, a gdzie są robotnicy?

2016-09-28 7:00

Podczas urodzinowej fety chętnie wskazywano, że Komitet Obrony Robotników potrafił przezwyciężyć podziały w społeczeństwie, tyle, że po 40 latach jego działacze i założyciele sami są dramatycznie podzieleni. “Targowica", „komuniści", "zdrajcy", "złodzieje”, tak jedni korowcy mówią o drugich. Rocznicowe uroczystości były tak pomyślane, aby zwolennicy PiS-u nie spotkali się ze stronnikami PO i odwrotnie. Ci ostatni wpadli na pomysł, aby postawić znak równości między KOR-em i KOD-em, co nie mogło się udać nawet, gdyby Kijowski przyciął brodę na Macierewicza, albo zaczął jąkać się jak Michnik.

Różnice wśród działaczy KOR i opozycji demokratycznej ujawniły się już wcześniej. Po 1989 roku wielu dawnych obrońców robotników znalazło się w obozie władzy, biznesie, czy przyjaznych władzy mediach. Z zapałem wdrażali plan Balcerowicza, który miał nie tylko zahamować inflację i ustabilizować budżet, ale przede wszystkim w szybkim tempie zmienić strukturę własności. Państwowe fabryki musiały jak najprędzej przejść w ręce prywatne lub upaść. Z powodów ideologicznych zakładano, że prywatne jest zawsze lepsze niż państwowe, w związku z tym wdrażano program, który Aleksander Małachowski określił jako „Reforma przez ruinę”. W efekcie w 1992 roku bezrobocie zbliżyło się do 3 milionów, a PKB obniżył się aż o 18%. Nie wszyscy jednak byli tym zachwyceni. Prof. Karol Modzelewski otwarcie występował przeciw takim kierunkom przemian, a po latach z goryczą napisał, że wprawdzie transformacja zmodernizowała Polskę, ale społeczny koszt tej modernizacji okazał się bardzo wysoki, a co ważniejsze – bardzo trwały.

Niedawno w Radomiu, gdzie KOR rozpoczął swoją działalność po robotniczych protestach w 1976 roku, pan Betlejewski rozstawił ukryte kamery w opuszczonej hurtowni, wynajął dwoje aktorów grających pracodawców i ogłosił, że będą prowadzone rozmowy kwalifikacyjne z osobami poszukującymi pracy. Przyszli ludzie, którzy nie wiedzieli, że znajdą się w zamkniętym pokoju sam na sam z profesjonalnymi aktorami i że będą nagrywani. Pan z telewizji chciał sprawdzić jak daleko ludzie mogą się posunąć, by zdobyć pracę i na co mogą się zgodzić. Okazało się, że na wszystko. 50- letni były policjant na nielegalny przerzut imigrantów z Budapesztu, lub Chorwacji. Emeryt na dostarczanie narkotyków oraz robienie zastrzyków, żeby mógł podać heroinę. Przygruba pani na schudnięcie o 15 kilo, robienie przysiadów i masowanie karku prezesa. 20-letni chłopak na świadczenie usług seksualnych prezesce firmy pod płaszczem posady kierowcy. Poza studiem pan z telewizji zapytał dziewczynę, która dostaje 1400 zł za ciężką pracę w sklepie, ma dziecko które trzeba utrzymać i mieszkanie, które musi opłacić czy ma marzenia? Nie ma. Na pytanie co czuje odpowiedziała, że nienawiść.

Zobacz także: Kijowski podważa dane policji i podaje KURIOZALNY powód niższej frekwencji!