Leszek Miller: Prezydent nie dla wszystkich

2013-05-08 4:00

SLD przygotuje ustawę o zasadach obchodzenia świąt państwowych. 1 Maja bowiem nasze władze ostentacyjnie udały się na polityczną emigrację. Odezwały się za to media i prawicowi politycy. Przypomnieli zjadliwie, że 1 Maja został ustanowiony świętem państwowym w roku 1950, czyli za stalinizmu, i obchodzono je przymusowo.

Ilustrowały to odkrycie zdjęciami Gomułki, który odsunięty w 1948 roku za prawicowe, nacjonalistyczne odchylenie wylądował w stalinowskim więzieniu i do znaczenia wrócił dopiero w roku 1956. Z pomocą komentatorom pospieszyła szefowa biura prasowego prezydenta: "…jako lekarstwo na tęsknotę za jedynie słusznym, odgórnie narzuconym sposobem świętowania tego dnia polecam (…) udanie się wehikułem czasu do roku 1950, kiedy 1 Maja był w Polsce świętem państwowym, które trzeba było świętować w obowiązkowych pochodach pierwszomajowych…". No i gdzie tu wysłać panią rzecznik po naukę? Może do jej szefa, gdyż pan prezydent to mgr historii, ale on sam z tą dyscypliną ciągle ma kłopoty. W tym roku powiedział na przykład: "3 Maja to piękna tradycja polskiego parlamentaryzmu. To dzień polskiej dumy z budowy drugiej na kontynencie europejskim konstytucji nowoczesnej". W rzeczywistości konstytucja majowa była druga na świecie, a pierwsza w Europie… Jeszcze gorzej mu poszło z okazji 1 Maja na Pikniku Europejskim: "Kiedyś było to święto obowiązkowe, ściśle związane z systemem totalitarnym, z systemem komunistycznym. Dzisiaj dla ogromnej większości Polaków jest to i będzie święto członkostwa Polski w UE"… Co zdanie to błąd, a na końcu skandal. 1 Maja nie jest świętem wejścia Polski do Unii. Tego dnia przypada rocznica wejścia Polski do UE. Jest natomiast 1 Maja Międzynarodowym Świętem Ludzi Pracy, obchodzonym od 1890 r. Upamiętnia demonstracje robotnicze w Chicago i ofiary, które w pierwszych dniach maja 1886 roku padły podczas strajku na rzecz 8-godzinnego dnia pracy. Na ziemiach polskich ma równie długą i krwawą tradycję. W latach dwudziestych i trzydziestych policja tłukła robotników nie gorzej niż carscy Kozacy w 1905. Socjalizm w powojennej Polsce nie był jedynie skutkiem II wojny światowej i polityki wielkich mocarstw. Wyrósł przede wszystkim na ludzkiej nędzy i krzywdzie II RP. To nie tylko był kraj ziemiańskich dworków i pięknych kobiet obwieszonych biżuterią. To przede wszystkim był kraj nędzy, zacofanej wsi, ciemnej prowincji, butnego Kościoła, spauperyzowanych inteligentów próbujących uciec przed gruźlicą, zatyranych żydowskich krawców i tragarzy oraz wiecznie bezrobotnych robotników. Pan prezydent, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego z cenzusem historyka, powinien o tym wiedzieć i nie pleść andronów. Tym bardziej że jak się skoncentruje, to może. 30 listopada ubiegłego roku podczas lekcji historii urządzonej dla gimnazjalistów na Zamku Królewskim mówił: "Pojęcie patriotyzmu jest własnością całego narodu, nigdy jednej opcji politycznej czy konkretnych ludzi". Święte słowa. Na początek niech szefowa prezydenckiego biura prasowego przepisze to sobie ze sto razy, żeby się jej utrwaliło.