Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: Czy Niezłomni nadają się na mit?

2017-03-03 3:00

Żołnierze Niezłomni Anno Domini 2017: honory, uroczystości, przywracana pamięć. Filmy, opowieści o bezprzykładnym bohaterstwie. Biegi, gry terenowe. Jednym słowem - wejście nie tylko do zbiorowej pamięci, w której jeszcze kilkanaście lat temu w ogóle nie byli obecni, ale i do popkultury, tak jak wcześniej weszło do niej Powstanie Warszawskie, w dużej mierze za sprawą Muzeum Powstania Warszawskiego. To oddawanie po latach sprawiedliwości bohaterom - i to ogromnie cieszy.

Ale to nie tylko przywracanie pamięci. Przy udziale państwa powstaje mit porównywalny z mitem Powstania Warszawskiego. Dla obecnej władzy Niezłomni stali się, jak się zdaje, ulubionym historycznym symbolem. Tak jak dla sanacji byli nim powstańcy styczniowi.

I tu państwowiec zaczyna dostrzegać problem. Jakie jest bowiem zadanie narodowego historycznego mitu? Ma wpoić nowym pokoleniom określony wzorzec postępowania. W naszej historii mieliśmy wiele zdarzeń, które na romantyczny mit się nadawały. Innych mitów niż romantyczne niestety nie mamy - tak się ułożyła nasza historia. Mieliśmy zatem konfederację barską, insurekcję kościuszkowską, powstania listopadowe i styczniowe, legiony Piłsudskiego, Powstanie Warszawskie, Solidarność. Miejsca jakoś nie znalazły sobie do dziś powstania wielkopolskie i śląskie.

No i byli Niezłomni. Na tle innych zrywów ich walka wyróżnia się jedną, ale bardzo istotną cechą: po początkowym, krótkim okresie, gdy można było mieć nadzieję na kolejny konflikt w skali świata lub choćby Europy, walka zbrojna antykomunistycznego podziemia była już jedynie walką o godną śmierć. Nie było w niej żadnego pierwiastka państwowotwórczego, bo być go nie mogło - inaczej niż choćby w dziejach Polskiego Państwa Podziemnego czy w samym Powstaniu Warszawskim. W tym sensie mit Niezłomnych - bardzo porywający, piękny, do szczętu romantyczny - nie niesie w sobie przesłania budowy wspólnoty, jedynie przesłanie sprzeciwu.

Co więcej, w miarę upływu lat sytuacja Niezłomnych stawała się coraz bardziej wieloznaczna. Dla coraz większej części Polaków jedyną realną rzeczywistością, jakkolwiek znienawidzoną, był rządzony przez komunistów Pe- erel. Walka leśnych tymczasem była ich własną, osobistą walką o przetrwanie możliwie długo. Jednak bywało, że jej koszty ponosili przypadkowi ludzie. Coraz trudniej było liczyć na ich dobrowolną pomoc, relacje między miejscowymi a członkami konspiracji bywały coraz bardziej napięte. Zdarzały się też, na szczęście sporadycznie, zwykłe zbrodnie. Gdy zatem dziś prezes IPN Jarosław Szarek, pytany o takie właśnie ciemne strony działalności Niezłomnych, odpowiada lekceważąco: "Nie skupiajmy się nad tym" - nie wygląda to dobrze. Mit ma zgasić dyskusję?

Szkoda, że w cieniu mitu Niezłomnych (którzy nie byli wyjątkiem w skali Europy - w krajach bałtyckich walczono po lasach równie długo) ginie przedsięwzięcie absolutnie unikatowe: Polskie Państwo Podziemne. Właśnie: państwo, w którym było miejsce dla narodowców, endeków, socjalistów, konserwatystów - wszystkich poza zdrajcami.

Zobacz: Prof. Rafał Chwedoruk: Powrót Tuska do Polski korzystny dla PiS