Michał Szczerbic

i

Autor: East News

Michał Szczerbic: To nie film w opozycji do "Pokłosia"

2016-02-09 3:00

Michał Szczerbic o swoim najnowszym obrazie, w którym porusza temat Holokaustu.

"Super Express": - Pański film "Sprawiedliwy" zestawiany jest z jednej strony jako przeciwieństwo "Pokłosia", a z drugiej przeciwieństwo opowieści o wyłącznie bohaterskich i heroicznych Polakach. Pan pokazuje środek. Że bywało różnie.

Michał Szczerbic: - Jest taka próba stawiania mojego filmu w opozycji do "Idy", "Pokłosia" czy "Joanny" Falka. Nie było to moim założeniem. Oni skupili się na innych zagadnieniach, ja na innych. Choć w tle pokazuję też i szmalcowników, i szantażystów, żeby obraz był pełen. To przecież nie było zerojedynkowe. Kiedy myślę, że 3 miliony ludzi poszło do piachu, nie czułbym się w porządku, twierdząc, że coś "na pewno" było tak, a nie inaczej. Przecież w takich opowieściach po latach narasta wobec tych wszystkich zachowań wiele mitów, wiele zniekształceń. Choć jest jeden film, który pokazuje to w bliski mi sposób.

- Który?

- "W ciemności" Agnieszki Holland. Mamy kanalarza, cwaniaka lwowskiego. Po tym, kiedy kończą się Żydom pieniądze za ukrywanie ich, w tym prostym człowieku następuje kompletne przeobrażenie. I takie sytuacje są niezwykle ważne.

- Wielu twórców, po obu stronach tej debaty, pokazuje często jedną ze stron.

- Ludzie sięgają po tematykę Holokaustu z różnych powodów. Spotkałem się z opinią, że mój film jest pierwszym polskim pokazującym, że Polacy jednak ratowali Żydów i bez pieniędzy. Nie można tak mówić, to przecież takie stwierdzenie, jakbym pokazał, że "Ziemia jest okrągła". To są przecież czyste fakty. Są twarde dane, Yad Vashem, statystyki, ludzie, którzy dostali medal "sprawiedliwych". Z drugiej strony są też ciemne karty opracowane przez wielu wybitnych historyków, które ja też pokazuję. To miniprzekrój społeczny tamtych czasów.

- W większości opowieści o Holokauście, może dla efektu, bywa albo czarno, albo biało.

- Zależy, co się zaakcentuje. Wszystkie te narracje są prawdziwe, ale chodzi o proporcje. Jeżeli ktoś chce ukuć sobie jakiś quasi-polityczny kapitał, to już wchodzi na złą drogę. Ja nie mówię o Żydach. Mówię o obywatelach polskich tyle, że żydowskiego pochodzenia, których było ok. 3,3 miliona, z czego 3 miliony zginęło. Oni wszyscy to byliśmy "my".

- Film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach. Historii pańskiej rodziny.

- Rzeczywiście, ale to jest tematem ubocznym. Pretekstem do wprowadzenia tematu, który pokazuje postawy moralne i psychologiczne ludzi, którzy żyli w tamtym czasie. Moja matka dostała medal "Sprawiedliwy wśród narodów świata", mój ojciec był w Armii Krajowej na Sandomierszczyźnie, dokąd przenieśli się z Warszawy. Zauważyłem, że w wywiadach często się o to pyta...

- Coś takiego wzmacnia wymowę filmu.

- Tak, ale to nie jest to, czemu ja chciałbym poświęcić najwięcej uwagi. Tam są sprawy ważniejsze. Jest tam moja tradycja rodzinna, w której nie traktowano uratowanego dziecka jak pretensji do nagród. To była pewna norma zachowań, którą wstrzymywało tylko zagrożenie życia, a nie współczucie wobec ludzi idących na śmierć. Bohaterka odmawia przyjęcia medalu "sprawiedliwych", bo nie ratowała dziecka, by ją doceniono. Odmawia także ze względu na wyrzuty sumienia.

- Dlaczego?

- To dziecko podrzuca jej Żydówka idąca na śmierć. Ona po chwili wybiega jej szukać, nie mogąc tego dziecka przyjąć. I te kilkanaście kroków, kiedy wybiega za nią, nie dalej jej spokoju. Ciąży nad jej życiem. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z czasów, w których to się wydarzyło. Szczyt potęgi niemieckiej, wszędzie odnoszą zwycięstwa. Ojciec wspominał mi ,z jaką rezygnacją Polacy patrzyli na oddziały niemieckie prące na Wschód w 1941 roku. To była przerażająca siła, wydawało się, że nikt nie jest w stanie się jej oprzeć. I w takiej rzeczywistości funkcjonowali moi bohaterowie.

Zobacz: Stanisław Drozdowski: Cud przemiany