TOMASZ PANFIL.

i

Autor: MARIUSZ GACZYŃSKI

Panfil: Uchwała to nie jest podręcznik historii

2017-03-15 6:00

Tomasz Panfil, historyk z KUL w rozmowie z "SE" m.in. o tym, że w sejmowej uchwale o "ojcach niepodległości" nie ma Daszyńskiego:

"Super Express": - Nie tylko lewica jest zbulwersowana tym, że w ustawie o obchodach setnej rocznicy odzyskania niepodległości, w której wymieniono jej ojców, obok Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Jana Paderewskiego, Wojciecha Korfantego zabrakło Ignacego Daszyńskiego, lidera PPS i premiera Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej.

Prof. Tomasz Panfil: - Tę listę można by rozbudować do stu kilkudziesięciu nazwisk, ale chyba nie o to Sejmowi chodziło, aby pisać suplement do podręcznika historii, tylko żeby wskazać osoby, które w odzyskaniu niepodległości są najbardziej znaczące. I to, oczywiście, zawsze jest dyskusyjne, kto w takim gronie powinien się znaleźć. Ci, których wymienił Sejm, to absolutna ekstraklasa, a reszta to następna grupa.

- Ale czy Daszyński nie zasłużył sobie, aby znaleźć się w tej elicie? Czy to jest nie tylko gumkowanie jego miejsca w historii, ale samego PPS, który był jedną z najważniejszych partii walczących o niepodległość Polski?

- Daszyński swoje miejsce w historii ma i nikt go z niej gumkować nie zamierza. Czy musi mieć również swoje miejsce w uchwale sejmowej? Moim zdaniem niekoniecznie, bo nie jest to podręcznik historii. Pamiętajmy też, że tradycja rządu Daszyńskiego była elementem historiografii PRL, a to oczywiście ze względu na jego socjalistyczne projekty prawa.

- Jakże dalekie to było od komunizmu!

- Tu w ogóle nie chodzi o komunizm, ale opowieść o rządzie Daszyńskiego jest nieco nadęta przez historiografię peerelowską, która forsowała jego postać w opozycji do Piłsudskiego i Dmowskiego. Władza tej ekipy kończyła się na rogatkach Lublina, gdzie się ukonstytuowała. A takich ośrodków jak rząd lubelski w roku 1918 powstawało wtedy wiele. W tej uchwale nie ma przecież choćby działaczy ze Śląska Cieszyńskiego.

- Ale nawet Piłsudski uznawał rolę rządu Daszyńskiego w odbudowie państwa polskiego. Wielu wskazuje też na to, że program rządu lubelskiego, zwłaszcza jego społeczne elementy, stały się programem pierwszego rządu niepodległej Polski pod przewodnictwem Moraczewskiego - też zresztą człowieka PPS, też pominiętego w uchwale.

- Gdyby Daszyński nie ogłosił, że wprowadza prawa wyborcze dla kobiet i skraca dzień pracy, to zrobiłby to Jędrzej Moraczewski. A jak nie on, to Paderewski z Piłsudskim. Takie było bowiem ówczesne myślenie o Polsce, która miała powstać. Miała być ona państwem sprawiedliwszym, by różnić się od rządów zaborców. Każdy, kto wtedy doszedłby do władzy, realizowałby te idee. Oczywiście można uznać, że Daszyński włączył temat do publicznej dyskusji. Przy czym tak naprawdę tej dyskusji nie było, bo wszyscy uznali, że tego typu sprawy muszą być załatwione.

- Ale pierwszeństwo Daszyńskiego nie sprawia, że trzeba go upamiętnić?

- Oczywiście, o nim trzeba wspominać, mówić, że jako pierwszy przedstawił te sprawy w formie aktów prawnych, które później zostały przejęte przez kolejne rządy. To jest absolutnie jego zasługa. Musimy jednak znać proporcje - jego władza, jak już wspomniałem, ograniczała się wyłącznie do Lublina.

Zobacz także: Janusz Korwin-Mikke: Wielkie Rozczarowanie