Prof. Tomasz Nałęcz: Doda całowała mnie niewinnie

2015-07-29 4:00

Doradca prezydenta Komorowskiego o swojej przyszłosći poza polityką.

"Super Express": - Panie profesorze, co z panem będzie?

Prof. Tomasz Nałęcz: - Jestem nauczycielem akademickim, uprawiam ten zawód od ponad 30 lat. Co prawda mam romanse z polityką, ale zawsze wracam do mojej akademickiej rodziny i wiernej żony, jaką jest uczelnia. Zamiast strzępić jęzor po próżnicy, będę szlifował polskie diamenty, jakimi jest młodzież.

- Jakie są teraz nastroje w Pałacu Prezydenckim? Żal się wyprowadzać?

- Moja umowa o pracę była na 5 lat...

- Wszyscy myśleli, że jest na 10.

- To prawda, choć nie od początku.

- Bronisław Komorowski myślał podobno nawet, że tak bardzo na 10 lat, że na tyle wynajął swoje mieszkanie.

- Tego nie wiem, bo jestem współpracownikiem prezydenta, a nie majordomusem, któremu się zwierzano z tajemnic rodzinnych.

- Jakie są nastroje?

- W porządku. Nasz szef promieniuje na nas spokojem. I jak słyszę, że prezydent jest rozbity, że przeszedł jakąś traumę...

- Jakoś to na pewno przeżył.

- Tak, ale ten najtrudniejszy dzień to był dzień pierwszej tury, 10 maja, kiedy te dane z dnia wyborów spływały, to było kilka trudnych godzin dla prezydenta. Byliśmy w kontakcie telefonicznym. Prezydent szybko się jednak pozbierał na drugą turę. Przecież człowiek, który przeżył mroźną noc 13 grudnia 1981 roku i nie załamał się, nie załamie się tym bardziej w wyniku demokratycznego werdyktu!

- Prezydent obwinia kogoś o porażkę? Może siebie?

- Prezydent tak tego nie rozpamiętuje...

- Rozpamiętuje. Każdy by rozpamiętywał.

- Nie z takim malkontenctwem. Widzę w Bronisławie Komorowskim pewne cechy, które kształtują Kresy, skąd wywodzi się jego rodzina. Jest w nim ten dystans, spokój i przygotowanie do kolejnych zawieruch.

- Jakie zawieruchy go teraz czekają?

- Nie ma żadnej zawieruchy, mamy wolną, demokratyczną Polskę. Ludzie wybrali nowego prezydenta i trzeba go szanować. Życzyć, żeby rządził Polską jak najlepiej.

- Co będzie robił Bronisław Komorowski?

- Będzie byłym prezydentem.

- Ale to nie jest takie zajęcie, że się wstaje rano i jest byłym prezydentem. W życiu coś się jednak robi...

- W życiu Piłsudskiego był taki najszczęśliwszy okres, czyli Sulejówek. Marszałek poświęcił Polsce kilkadziesiąt lat życia. Wydawało się, że już nie wróci do polityki, tak przynajmniej liczyli jego wrogowie. I to dedykuję wrogom Komorowskiego...

- Piłsudski wrócił z hukiem. Komorowski też?

- Komorowski kocha armię, ale proszę mnie nie pytać, którym mostem wróci, bo on mieszka na lewym brzegu Warszawy. Myślę, że po intensywnych kilkudziesięciu latach nie będzie kandydował do parlamentu. Pocieszy się jakiś czas prywatnością. Analogii do Piłsudskiego używam dlatego, że moim zdaniem i Polska może za nim zatęskni, a może i on zatęskni za polityczną aktywnością.

- Czego będzie panu najbardziej brakowało po rozstaniu z pałacem? Przestrzeni? Żyrandoli?

- Myli się pan. I nie jest to tani komplement dla rozmówcy, ale będę czytał z mniejszymi wypiekami codzienny "Super Express". Największe wypieki budzą informacje na temat swojego środowiska...

- Rzeczywiście, teraz będziemy się interesować trochę kimś innym...

- Dokładnie! I może będę miał schadenfreude...

- Jakim prezydentem będzie Andrzej Duda?

- To wielka niewiadoma. Nikt w Polsce nie ma tak silnego mandatu jak Prezydent RP. Z drugiej strony prezydent Duda wychodzi ze środowiska, w którym gdy ktoś chciał być samodzielny, musiał jednak robić to poza swoim obozem...

- Będzie marionetką?

- Nie ma mądrego, który by na to odpowiedział.

- Widział pan w polityce niejedno...

- Myślę, że ma dużą szansę być politykiem samodzielnym. To pokolenie 40-latków, które zaczyna odbierać władzę pokoleniu 60-70-latków. I to nie jest żaden zarzut wobec prezesa Kaczyńskiego, bo sam jestem od niego tylko 4 miesiące młodszy, a jestem pełen siły i wigoru. To człowiek w sile wieku, ale pańskie pokolenie to drapieżne wilczki!

- Ja?

- Mówię o pokoleniu. I wystarczy oglądać programy przyrodnicze, by wiedzieć, że słoń starszy o pokolenie nie ma szans w rywalizacji o stado ze słoniem młodszym.

- Wieszczy pan walkę Dudy z Kaczyńskim?

- Co jest warunkiem niezależnej prezydentury? Przecięcie pępowiny z partią.

- To się mało komu do końca udaje.

- Uważam, że prezydentowi Komorowskiemu się udało.

- Nie wszyscy tak uważają.

- Za mało wiedzą o tej prezydenturze, jej kulisach i relacjach z premierem Tuskiem. Andrzej Duda jest w znacznie gorszej sytuacji niż Bronisław Komorowski. Do tej pory prezydentami zostawali jednak liderzy różnych partii. Prezydent Komorowski to był były minister, marszałek Sejmu...

- PiS zmądrzał w realnej polityce i nie wystawił jednak kogoś znanego.

- Sprytny manewr maskujący. W przyrodzie zwierzęta nie chcą pokazywać kłów ani pazurów, jeżeli nie chcą kogoś przestraszyć. Jeżeli są zaś kłów i pazurów pozbawione, przybierają barwy ochronne. Dla prezesa Kaczyńskiego taką barwą był Andrzej Duda. On może jednak stać się niezależny. W pewnym momencie będzie musiał jednak powiedzieć Kaczyńskiemu: proszę do mnie dzwonić rzadziej. Nową barwą ochronną prezesa na wybory jest Beata Szydło.

- To jest nieetyczne czy po prostu sprawna polityka?

- To tak jak w przyrodzie...

- Co pan z tą przyrodą?

- Bo to podobna sytuacja. Czy to etyczne jest uwodzić samicę barwnym upierzeniem? Oczywiście polityka jest sztuką uwodzenia tłumów i prezes Kaczyński wiedząc, że sam nie ma szans, przybrał barwy ochronne, ale pozostał wodzem tego stada. Przy takim przywódcy miejsca na samodzielność nie ma, trzeba je sobie wyrąbać.

- PiS po dojściu do władzy będzie się mścił? Straszy się tym pukaniem o 6 rano, wsadzaniem do więzień.

- Zobaczymy. Ja niczego dobrego nie oczekuję. Jarosław Kaczyński to silna i stała w swoich zachowaniach osobowość, a dobiegając do "70" raczej już się nie zmieniamy.

- Ewa Kopacz jest dobrym szefem Platformy?

- Skutecznie sobie radzi z trudną sytuacją pozostawioną przez Donalda Tuska.

- Kiedy był w Polsce, często dzwonił do prezydenta Komorowskiego?

- Tego nie wiem, ale prezydent szybko przeciął tę pępowinę z Platformą, i osobą, która najgorzej to znosiła, był Donald Tusk, czyli ta matka, która urodziła decyzję o prezydenturze. Lider formacji to rodzic, który źle znosi samodzielność dzieci.

- Zbliża się kolejna rocznica Powstania Warszawskiego. Znów będziemy się o to kłócić?

- Spór o sens tej decyzji będzie trwał do końca świata. Coraz bardziej przebija się jednak pogląd, że jeżeli naród ceni sobie wolność, to trzeba też uszanować cenę, którą naród za wolność gotów był zapłacić. Jakiej by przywódcy Polski Podziemnej decyzji nie podjęli, to byłaby ona zła.

- W młodszym ode mnie pokoleniu widzę prawdziwą dumę z powstańców. To są bohaterowie, wzorce.

- Tak.

- To jakby naprzeciw wszystkim tym narracjom, że powstanie było głupie, bezsensowne. Oni mówią: nie, to byli nasi rówieśnicy, tacy jak my.

- Też to widzę, także u moich studentów. Być może to takie antidotum na to codzienne zabieganie o awans, pracę, samochód...

- Jako historyk, jak pan przewiduje... Za kilka lat, jakie będzie przesłanie dotyczące Powstania Warszawskiego? Że to bohaterstwo, czy to, że bezsens?

- Myślę, że to, że bohaterstwo.

- Bardzo się cieszę! Na koniec dziwne pytanie. Podobno całowała pana Doda.

- To prawda, ale niewinnie, jak córka ojca. Pani Dorota mogłaby być moim najmłodszym dzieckiem. Łączy nas z panią Dodą miejsce...

- Miejsce?!

- Panie redaktorze... Jestem od pana pokolenie starszy i dla mnie "miejsce" oznacza coś innego niż dla pana. Łączy nas szkoła średnia. Kończyłem świetne liceum w Ciechanowie, które kilkadziesiąt lat po mnie kończyła też pani Dorota Rabczewska. I jako absolwenci spotkaliśmy się kiedyś w Warszawie. W bardzo szacownym gronie, z różnych pokoleń: prof. Bralczyk, Ignacy Gogolewski, prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Rzepliński...

- Wszyscy z Ciechanowa?

- A co pan myśli?! To wszystko fanklub Dody! Ona oczywiście była ozdobą tego towarzystwa. I w pewnym momencie tak się złożyło, że mnie pocałowała i trafiłem na łamy pańskiej konkurencji. I moja żona absolutnie nie chciała uwierzyć, że to był koleżeński pocałunek.

Zobacz: Prof. Witold Orłowski: Może moglibyśmy bez wysiłku podnieść płace o 10 proc.