Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Rząd zwykłych zjadaczy chleba?

2017-02-11 3:00

Kiedy minister rządu twierdzi, że jego ekipa "troszczy się przede wszystkim o tzw. zwykłych zjadaczy chleba, a nie o tych, którzy jeżdżą bentleyami i porsche, czy jakimiś maserati", to wiedz, że na jego polityce zyskają ci, którzy lubią rozbijać się po mieście luksusowymi furami.

Przytoczony cytat to słowa wicepremiera Morawieckiego, który przekonywał w "Sygnałach dnia", że bardziej prospołecznego rządu niż ten PiS w III RP jeszcze nie było. Za przykład tej niezrównanej polityki dał - a jakże! - program 500 plus. I tyle. Jakkolwiek ważny i potrzebny jest to program, stał się on alibi dla rządu, żeby spocząć na laurach w kwestiach społecznych. Próżno szukać pomysłów na obudowywanie go innymi działaniami państwa, które z wpisanej w 500 plus akcyjności uczyniłyby podstawę jakiejś spójnej strategii. Do PiS nadal nie dociera, że polityka społeczna to system naczyń połączonych i aby była skuteczna, trzeba zastosować wiele równoległych narzędzi. Nie jakieś ich protezy w postaci Mieszkanie plus czy Maluch plus, które nic nie zmieniają.

Oczywiście, ambitna polityka społeczna jest kosztowna i żeby ją sfinansować, trzeba by rzeczywiście uderzyć w przywileje "tych, którzy jeżdżą bentleyami i porsche, czy jakimiś maserati", a nie ograniczać się do buńczucznych wypowiedzi. Mateuszowi Morawieckiemu brakuje jednak charakteru, by wystąpić przeciwko nim. Z jednej strony sam do tej grupy należy, a z drugiej zbyt łatwo ulega szantażowi lobbystów i wpływowych środowisk opiniotwórczych. Tak było, kiedy pracował nad wprowadzeniem jednolitego podatku i większej progresji podatkowej, uzależniającej daniny na rzecz państwa od zarobków. Była to szansa, by ulżyć najbiedniejszym, a przy okazji zwiększyć wpływy do budżetu i zadbać o poprawę usług publicznych, od których uzależniona jest większość Polaków. Skończyło się na histerycznej rejteradzie, kiedy opór materii okazał się zbyt wielki i groził konfliktem z uprzywilejowanymi grupami.

Nie słychać nic, żeby PiS planował wzorem każdego normalnego państwa przywrócenie podatku spadkowego (który zlikwidował za poprzednich rządów). Słychać za to, że zmiany w akcyzie, nad którymi pracuje rząd, skończą się tym, iż wspominane bentleye i porsche będzie można kupić nawet o 250 tys. zł taniej. Rząd nadal nie robi nic w sprawie umów śmieciowych, które korzystne są wyłącznie dla pracodawców, bo mogą dzięki nim znacząco obniżać koszty pracy. Daje za to miliony euro dotacji i zwalnia z podatku zagraniczny koncern samochodowy, by zechciał zainwestować w Polsce. Nadal nie wiadomo, co PiS chce zrobić z systemem emerytalnym, który gwarantuje większości obywateli, zwłaszcza kobietom, głodowe emerytury. Ale za to dzielnie pracuje nad kolejnymi koncesjami na rzecz przedsiębiorców.

Taki to rząd "zwykłych zjadaczy chleba".

Zobacz: Joanna Kluzik-Rostkowska: Bartłomiej Misiewicz ważniejszy od prezesa PiS