Ta sytuacja jak żywo przypomina działania opozycji względem planowanych przez PiS reform wymiaru sprawiedliwości. Ale najpierw cofnijmy się nieco w czasie. Oto przeczuwająca kres "złotego okresu dla Polski" (o którym na swojej konwencji mówił ubiegający się o reelekcję Bronisław Komorowski) koalicja PO-PSL wybiera "na zapas" kilku sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Lecz gdy PiS przejął władzę, to uchwalił osławioną ustawę naprawczą i chytry plan wziął w łeb.
Wtedy to lwia część polityków opozycji chwyciła za szczotki i zaczęła wymierzać swoje razy, które przybrały postać ulicznych protestów i skarg do unijnych towarzyszy. Równie bezzasadnych, co wspomniana przeze mnie reakcja cnotliwych niewiast z międzywojennej Warszawy.
Do tego doszło używanie niewłaściwych słów - komentując ten w gruncie rzeczy błahy spór, zwolennicy opozycji zaczęli używać wielkich formuł o "zamachu na TK", o "dyktaturze PiS" i innych nieuzasadnionych wyrażeń. Tym samym opozycja zapędziła się w kozi róg.
Bo choć głęboka reforma wymiaru sprawiedliwości jest konieczna, to pomysły PiS zasługują na zdecydowany sprzeciw. Ale jak przekonać do niego Polaków, skoro już od 2015 r. wszyscy żyjemy sobie spokojnie i dostatnio w "dyktaturze", w państwie z "pisowskim trybunałem"?
I tak oto czas wyciągnął konsekwencje. Robiąc z igły widły w sprawie TK i mówiąc, że to włócznia, opozycja sama skazała się na porażkę. I co teraz wyciągnie?
Zobacz także: Wałęsa to największa postać XX wieku