Sławomir Jastrzębowski: A my żeśmy są otwarte!

2011-10-04 9:37

Z reguły takie rzeczy nie przedostają się do opinii publicznej. Ale przedostały się i to dwie w krótkim odstępie czasu. Obie naprawdę niepokojące. A teraz fakty.

"Rzeczpospolita" kilka dni temu ujawniła, że polscy żołnierze walczący w Afganistanie przekazują tajne informacje za pośrednictwem telefonu satelitarnego. Z jakiego to satelity korzysta nasze NATO-wskie wojsko, żeby dane nie dostały się do obcych wywiadów? Z satelity Yamal-202, który należy do... rosyjskiego Gazpromu. Oznacza to, że wszystkie szyfrowane i chronione informacje o zamierzeniach i działaniach naszego wojska w Afganistanie trafiają do uszu Rosjan. Pytany o sprawę minister obrony Tomasz Siemoniak powiedział w Radiu RMF FM, że nie wiedział o tym, i że dowiedział się z gazety. Minister w tej sprawie zażądał wyjaśnień od odpowiednich służb...

Sprawa druga. "Dziennik" napisał wczoraj, że nowoczesne polskie dowody osobiste może robić na przykład firma niemiecka. Zdecyduje o tym przetarg. Co w tym złego? Szef polskich służb specjalnych Krzysztof Bondaryk w specjalnym liście w tej sprawie do najważniejszych osób w państwie zwrócił ponoć uwagę na kilka drobiazgów. Gdyby na przykład robili to Niemcy, to my, nasze służby, nie mamy kontroli nad wydawaniem dowodów osobistych agentom specjalnym, świadkom koronnym itd. Za to w takiej sytuacji Niemcy znaliby tajemnice naszych służb, bo robiliby dla nich dowody. Daleki jestem od formułowania tez, że Polska to "rosyjsko-niemieckie kondominium", ale przyznam, że nasza otwartość w tych dwóch przypadkach trąci wyraźnym brakiem dbałości o nasz narodowy interes.