Anna Lesiak: Zamiast ścigać dziennikarzy, trzeba uszczelnić wymiar sprawiedliwości

2010-03-10 3:00

Nowy prokurator generalny Andrzej Seremet zapowiada zaostrzenie przepisów wobec dziennikarzy korzystających z tzw. przecieków. Z tym pomysłem polemizują eksperci: specjalista ds. prawa karnego adwokat Anna Lesiak i znany publicysta Wiktor Świetlik.

"Super Express": - Nowy prokurator generalny Andrzej Seremet opowiada się za tym, aby karać dziennikarzy, którzy upublicznią informacje ze śledztwa bez - jak to nazwał - widocznego interesu publicznego.

Anna Lesiak: - I domyślam się, że panu jako dziennikarzowi nie podoba się to, że prokurator chce zaglądać panu przez ramię i stosować procedury karne jako sposób oceny pana rzemiosła.

Patrz też: Wiktor Świetlik: Prokuratura nie chce być kontrolowana

- Tak, bowiem chciałbym, aby prokurator generalny pozwolił mi w spokoju pracować, a afekty mojej pracy oceniał własnym codziennym wyborem - kupować czy nie kupować "Super Express".

- W pełni pana rozumiem. Jako dziennikarz czuje się pan zobligowany do tego, aby pisać o wszystkich rzeczach, które wydają się panu interesujące i które, zgodnie z pana wiedzą bądź wyczuciem, zainteresują czytelników.

- Owszem, i cenię sobie tę swobodę. Podobnie, zapewne, jak cenią ją sobie piekarze, hydraulicy, aktorzy, malarze, jak również prokurator generalny.

- Mimo wszystko intencji prokuratora nie da się odmówić racji. Chce on za wszelką cenę zapewnić prawidłowy tok toczącym się śledztwom czy dochodzeniom, a ich prawidłowości może zaszkodzić praktycznie każda wzmianka w mediach, odnosząca się do szczegółów postępowania przygotowawczego. Rozumiem też jednak, iż stoi to w sprzeczności z interesami dziennikarzy.

- Prokurator generalny czyni zamach na nieodzowny składnik etosu naszego zawodu...

- Opóźnia opublikowanie tych informacji. Wszelkie ograniczenia znikają po tym, jak informacje z postępowania przygotowawczego zostaną ujawnione w postępowaniu sądowym.

- Prawo mu w tym pomaga?

- Wcale nie. Dziś tajemnica śledztwa obowiązuje tych, którzy uzyskali dostęp do materiałów postępowania przygotowawczego i upubliczniają tak uzyskane informacje - czyli np. obrońców i prokuratora. Natomiast nie obowiązuje osób, które wejdą w posiadanie takich informacji z drugiej ręki lub na skutek prowadzonego na własną rękę tzw. śledztwa dziennikarskiego. Krótko mówiąc: jeśli pan się dowie o kwestiach poruszanych podczas postępowania przygotowawczego z innych źródeł, pana tajemnica obowiązywać nie będzie.

- Co można poradzić prokuratorowi?

- Żeby zamiast ścigać dziennikarzy, uszczelnił prokuraturę - żeby uczynił wszystko co w jego mocy, aby informacje nie wyciekały i nie docierały do dziennikarzy, którzy przekażą je na łamach swoich gazet społeczeństwu, co rzeczywiście takiej czy innej sprawie może zaszkodzić. Tylko musimy zdawać sobie sprawę z tego, że dziennikarze nie są jasnowidzami, nie wiedzą, skąd pochodzi dana informacja - mogą się jedynie tego domyślać. Informacje otrzymują od kogoś. Od kogo? Jeśli nie od obrońcy czy od prokuratora, to od ich asystentów czy od pracowników biurowych. Ten sam problem dotyczy także sądów.

- Ktoś coś zobaczy, później szepnie komuś przy herbacie...

- No właśnie. A takie źródła przecieku są trudne do zidentyfikowania. Ale to nie znaczy, że należy się poddać i przestać szukać winnych. Prokuratorzy i sędziowie muszą wpływać na własnych współpracowników - dyscyplinować ich, wprowadzać mechanizmy kontroli dostępu do informacji. Jest to być może trudniejsze od ścigania dziennikarzy, ale na pewno bardziej prawidłowe.

Anna Lesiak

Ekspert ds. prawa karnego