Filipek zmarł, bo urzędnicy nie chcieli go leczyć

2020-04-09 13:28

Aż serce się kraje. 7-letni Filipek spod Łodzi, który chorował na „dziecięcego Alzheimera” nie żyje. Jego mama od dawna prosiła Ministerstwo Zdrowia o sfinansowanie leczenia synka. Niestety urzędnicy odmawiali pomocy. Dramat jest tym większy, że na to samo schorzenie choruje też młodsza siostrzyczka chłopca.

Filipek urodził się zdrowy i do pewnego czasu rozwijał się prawidłowo. Niestety w maju 2016 roku lekarze okazało się, że ma tak dużą śledzionę, jak u dorosłego człowieka. Po specjalistycznych badaniach jego rodzice usłyszeli diagnozę, która brzmiała jak wyrok. Chłopczyk cierpiał na chorobę Niemanna-Picka, czyli dziecięcego Alzheimera. - Nie da się tego leczyć – mówili lekarze.
To był szok, tym większy, że pani Klaudia była akurat w ósmym miesiącu ciąży z drugim dzieckiem. Mama i jej mąż nie czekali jednak z założonymi rękoma na najgorsze. Dowiedzieli się, że istnieje lek, który znacząco spowalnia chorobę. Niestety okazało się, że Polska to jedyny kraj w Unii Europejskiej, gdzie ten specyfik nie jest refundowany, a miesięczna kuracja kosztuje około 23 tysięcy złotych. Rodzice Filipka napisali więc prośbę do Ministra Zdrowia o wyrażenie zgody na sfinansowanie leczenia w drodze wyjątku. Odpisano im, że koszt terapii jest zbyt wysoki w stosunku do efektów.
W międzyczasie identyczną chorobę lekarze wykryli u Milenki, młodszej siostry chłopca. Jej również trzeba podawać lek.
Rodzice musieli na własną rękę szukać źródeł finansowania leczenia swoich dzieci. Niestety Filipek przegrał z chorobą. Zmarł w środę, 8 kwietnia w otoczeniu swoich najbliższych.