Krwawa zbrodnia sprzed lat

Dariusz D. z Targówka pociągnął za spust i uciekł. Mechanik samochodowy zastrzelił swojego klienta

2023-09-10 15:39

Warsztat samochodowy na Targówku stał się sceną zbrodni, jak z filmu gangsterskiego. Ciszę sennego sąsiedztwa przerwała nagle seria z broni maszynowej. Dariusz D., mechanik samochodowy wyjął broń i zastrzelił swojego klienta. W stolicy trwały gorączkowe poszukwiania sprawcy. Finał sprawy był zaskakujący.

Warszawa. Mechnik zastrzelił klienta na Tarówku

Dariusz D. prowadził warsztat samochodowy przy ul. Jórskiego na warszawskim Zaciszu. Była środa, 30 marca 2011 r. Tego dnia do mechanika przyjechał 32-letni Tomasz T. Jakiś czas wcześniej zostawił swojego czarnego saaba do naprawy. Niestety, nie wyszedł stamtąd żywy. Sąsiedzi nagle usłyszeli huk wystrzałów. Chwilę później z warsztatu odjechał samochód w kierunku ul. Radzymińskiej.

Po kilkudziesięciu minutach na miejsce przyjechała policja. Warsztat przypominał miejsce gangsterskich porachunków. Na ziemi leżały łuski po nabojach, widać było ślady krwi. Nie uległo wątpliwości, że doszło tu do zbrodni. Śledczy szybko ustalili dane podejrzanego mężczyzny. Za mężczyzną ruszyła obława. - Poszukiwany sprawca to: Dariusz D. lat 48, wzrost około 170 cm, średniej budowy ciała. Ubrany w czarno-brązową kurtkę, czarne spodnie i niebieską koszulę. Uwaga, poszukiwany może posiadać broń! - informowali w liście gończym stołeczni funkcjonariusze. Na mieszkańców stolicy padł blady strach. Szaleniec z bronią ukrywał się na Targówku!

Jak informowaliśmy w 2011 roku na łamach „Super Expressu”, policja podejrzewała, że bandyta zaszył się w lasach pod Sulejówkiem. Doszli do takich wniosków, bo dzień po masakrze na Zaciszu dokonali makabrycznego odkrycia. Na parkingu przed Tesco w Sulejówku znaleźli samochód, którym z miejsca zbrodni uciekł poszukiwany. Gdy zaczęli przeszukiwać porzuconego czarnego saaba, dokonali strasznego odkrycia. W bagażniku leżały zwłoki 32-letnie Tomasza T. na jego ciele biegli doliczyli się kilkanaście ran postrzałowych. Zbrodniarz dosłownie rozstrzelał swojego klienta!

Jeszcze bardziej szokującym był motyw, który ustalili kryminalni. - W jednym z warsztatów samochodowych w Warszawie doszło do sprzeczki między dwoma mężczyznami. Podczas wymiany zdań padły strzały – informowała policja. Jak ustalili wtedy dziennikarze „SE” do kłótni doszło, bo Tomasz T. nie był zadowolony z naprawy i nie chciał zapłacić. Poszło o kwotę około 700 zł. Wtedy mechanik wyjął pistolet maszynowy i zaczął strzelać!

W stolicy panowały gorączkowe poszukiwania sprawcy. - Już raz zabił, więc nie ma nic do stracenia. Nie sposób przewidzieć, jak się zachowa. Pod żadnym pozorem nie można się do niego zbliżać - przestrzegali stołeczni policjanci. Jednak uzbrojony człowiek, który za kilkaset złotych zastrzelił człowieka rozpłynął się w powietrzu.

Dariusz D. nie miał wcześniej poważniejszych problemów z prawem. Poza kilkoma wykroczeniami drogowymi nie był notowany przez policję. Był cenionym, choć bardzo porywczym mechanikiem. Po co mu więc był pistolet maszynowy? - Pewnie któryś z gangów chciał od niego pieniądze i w ten sposób chciał się bronić – powiedział anonimowo jeden z kryminalnych.

Na temat jego losów powstały różne teorie. Niektórzy przypuszczali, że po zdaniu sobie sprawy z czynu, jakiego się dopuścił uciekł do lasu i odebrał sobie życie. Inni przypuszczali, że nadal się tam ukrywa.

Poszukiwany figurował na pierwszym miejscu poszukiwanych Polaków. Przez blisko dwa lata śledczy byli bezradni. W końcu jednak gruchnęła wiadomość. Dariusz D. został zatrzymany w Anglii! To tam zaszył się przed wymiarem sprawiedliwości.

Po przewiezieniu go do Polski ruszył proces. Sąd zlecił badania psychiatryczne. Jak informowała w 2016 r. „Gazeta Wyborcza” biegli psychiatrzy uznali, że D. był w chwili popełniania zbrodni częściowo niepoczytalny. Ale za swój czyn odpowiedział, jak zdrowy i świadomy człowiek. Obrona próbowała udowodnić, że do śmierci doszło, gdy Tomasz T. podczas szamotaniny próbował odebrać sprawcy broń. Sędziowie nie uwierzyli w tę wersję. - Oskarżony strzelał nie tylko w nogi, ale też w inne części ciała – mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Zaremba cytowana przez „GW”.

Krwawy mechanik usłyszał surowy wyrok. Sąd skazał go 13 lipca 2016 r. na 25 lat więzienia oraz wypłatę 200 tys. zł zadośćuczynienia dla córki zamordowanego Tomasza oraz po 100 tys. zł jego żonie i ojcu. Na sali sądowej dochodziło do poruszających scen. Matka zabitego Tomka przyszła na jedną z rozpraw z portretem zabitego 32-latka. - Bandyto, zabiłeś mi syna! - krzyczała ze łzami w oczach do oskarżonego.

Sonda
Czy za zabójstwo dziecka powinna być kara śmierci?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki