Anna Maria Żukowska

i

Autor: Leszek Szymański/PAP Anna Maria Żukowska

Dlaczego Lewica nie chce iść u boku Tuska? Posłanka Nowej Lewicy tłumaczy

2021-07-19 6:30

Lewica podzielona. Sobotni zarząd Nowej Lewicy, który miał być kolejnym krokiem ku zjednoczeniu SLD i Wiosny zakończył się karczemną awanturą. W tle sporu jest wizja przyszłości Lewicy. W rozmowie z "Super Expressem" posłanka Anna Maria Żukowska przekonuje, że jeśli jeden z przywódców buntowników zostałbym przewodniczącym Nowej Lewicy, "przykleiłby nas do Platformy. I to przykleił tak, że nie mielibyśmy żadnej autonomii jako Lewica". Co dalej z Lewicą?

„Super Express”: - Sobotni zarząd Nowej Lewicy był kolejnym etapem jednoczenia SLD i Wiosny, ale więcej mówi się zawieszeniach członków zarządu, którzy zbuntowali się przeciwko Włodzimierzowi Czarzastemu. O co tam poszło? O przywództwo Czarzastego, jak widać na pierwszy rzut oka, czy o głębsze dylematy lewicy: czy iść w polityce z PO, czy z solo.

Anna Maria Żukowska: - Przede wszystkim poszło o to, czy iść z Wiosną. Przez ostatni rok zjednoczenie z Wiosną wielu traktowało jak bajkę o żelaznym wilku. Niby w mediach mówili, że się łączymy, ale tak naprawdę nikt w to nie wierzył. Aż pewnym momencie sąd ostatecznie zatwierdził zmiany i okazało się, że proces zjednoczeniowy dzieje się naprawdę.

- Ale w czym tak naprawdę jest problem z tym zjednoczeniem?

- Odświeżyłam sobie argumenty, które padały przy okazji powstawania Lewicy i Demokratów i dziś są w zasadzie takie same: pytają, czemu członkowie dawnego SLD mają być tak samo traktowani jak Wiosna, skoro Wiosna ma znacznie mniej członków. Owszem, mają, ale sprawa nie rozchodzi się o liczbę członków, ale o to, do jakiego elektoratu się dociera. Na pewno nie pomogłoby w dotarciu do młodego elektoratu rozpadnięcie się klubu lewicy. Bo przecież razem z Wiosną odeszłoby Razem.

- Rozumiem jednak, że oprócz tej bieżącej agendy są też pytanie, co dalej z Lewicą i jaką drogą miałaby pójść. Tak jak słuchałem posła Treli, który był liderem sobotniego buntu, to jest grupa działaczy, która widziałaby Lewicę w bliższym sojuszu z PO.

- No tak. Tomasz Trela chciałby, żeby relacje Lewicy i PO wyglądały tak jak w jego okręgu w Łodzi. Sytuacja tam wygląda tak, że w zasadzie nie jesteśmy do niczego potrzebni, bo już nie mamy tylu radnych, by coś znaczyć w głosowaniach. Mamy wiceprezydentkę, która wykonuje najczarniejszą nielewicową robotę w mieście. Zajmuje się bowiem zwalnianiem ludzi z oświaty i podnosi opłaty za kanalizację. Zdanowska się od tego odcina, twierdząc, że to nie ja. Tę historię przerabialiśmy już wcześniej w Warszawie, gdzie nie było formalnej koalicji z PO, ale mieliśmy wiceprezydenta i ileś tam synekur w spółkach miejskich. Jak się ma stanowiska, to się nie krytykuje władz, a jak się nie krytykuje, to przestaje się być widocznym i ostatecznie traci mandaty. Tak było w Warszawie.

- I Tomasz Trela, pani zdaniem, taką przyszłość widziałby dla parlamentarnej Lewicy?

- Poseł Trela uważa, że łódzkie rozwiązania trzeba przenieść na poziom ogólnokrajowy. Jeśli on by był przewodniczącym, to na poziomie krajowym przykleiłby nas do Platformy. I to przykleił tak, że nie mielibyśmy żadnej autonomii jako Lewica. Nie wiem tylko, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, że u boku PO nie ma już za dużo miejsca. Są tam Zielony czy Inicjatywa Polska. Dariusz Joński z IP poszedł już drogą proponowaną przez posła Trelę i nie wygląda na to, żeby miał w Koalicji Obywatelskiej zbyt dużo do powiedzenia. Jak Tuskowi będzie on potrzebny, to będzie w KO, a jak się okaże, że go nie potrzeba, to się go pozbędzie. I już.

- Sobotnie rozstrzygnięcia, co prawda, podtrzymują kurs Nowej Lewicy na samodzielność. Tyle, że skoro nie jesteście z PO, uważa całkiem sporo ludzi, to powinno was w ogóle nie być.

- Ci, którzy dziś widzieliby nas poza parlamentem, za chwilę psioczyliby na nas, że przez nasze zniknięcie z niego PiS rządzi. Przerabialiśmy to już w 2015 r.

- A czy ta droga na samodzielność nie jest dziś dla Lewicy za trudna? Klimat polityczny ewidentnie jej nie sprzyja. Powrót Tuska sprawił, że wróciła ta święta wojna PO-PiS i dla kogoś kto się z niej wypisuje, przestrzeni brakuje.

- Taka droga, oczywiście, nie jest łatwa, ale też przecież nie jesteśmy przez Tuska szczególnie chciani. Tak czy owak, Lewica musi się zabezpieczyć, by móc startować minimum w tej formule, w której startowała w 2019 r. Jeśli nie będziemy mieli umiejętność samodzielnego startu w wyborach, to też nie za bardzo będziemy komukolwiek potrzebni. W wersji z pójściem w jednym bloku z PO, okaże się, że Tusk zaproponuje nam jedną jedynkę na listach, a w sumie przypadnie w przyszłym Sejmie jakieś pięć mandatów poselskich i nie będziemy mieli wpływu na cokolwiek. Nie chcemy być jak Barbara Nowacka, która może i mandat będzie zdobywać, ale swojej polityki w ramach Koalicji Obywatelskiej nie ma i nie będzie mogła realizować.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Express Biedrzyckiej - Grzegorz Schetyna: Platforma sama nie wygra z PiS