Dr Ryszard Piotrowski: Wolność słowa nie polega na chamstwie

2011-07-08 13:59

Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o karaniu nawet trzema latami więzienia za obrazę głowy państwa komentują konstytucjonaliści.

"Super Express": - Trybunał Konstytucyjny uznał, że art. 135 kodeksu karnego o karaniu za obrazę głowy państwa jest zgodny z konstytucją.

Dr Ryszard Piotrowski: - Już wcześniej Trybunał uznawał odpowiedzialność karną, jeżeli chodzi o zniesławienie osób pełniących funkcje publiczne, nie tylko głowę państwa. W obecnej rzeczywistości konstytucyjnej nie mógł uznać inaczej. Wolność nie polega na chamstwie. Jej potwierdzeniem nie może być to, że ktoś obraża drugą osobę. Prawo do krytyki? Owszem, ale jaką wartość krytyczną ma inwektywa?

- Nie dziwi mnie karanie za zniesławienie. Zaskakuje jednak możliwość karania nie tylko grzywną, ale trzema latami więzienia. Za słowa.

- Prawo powinno być stosowane zgodnie z zasadą proporcjonalności. Trybunał oceniał tu przepis, nie odnosząc się do ewentualnej praktyki stosowania go przez sądy.

- Czy kara więzienia za słowa przeciwko władzy nie jest jakimś reliktem przeszłości? Z czasów monarchów będących pomazańcami bożymi. Co nieco się od tamtych czasów zmieniło.

- Rzeczywiście jest tu takie echo podejścia do instytucji głowy państwa. Postęp nie może jednak oznaczać ignorowania standardów kultury. Mamy dziś do czynienia z wypieraniem z przestrzeni publicznej argumentów i zastępowania ich inwektywami. To jest nie tyle obraza majestatu prezydenta, co wszystkich obywateli. To szkodzi demokracji, stanowi dla niej zagrożenie. Zniechęca do uczestnictwa w wyborach, do polityki.

Przeczytaj koniecznie: Trybunał Konstytucyjny: Kara więzienia za ZNIEWAŻENIE PREZYDENTA zgodna z konstytucją

- Czy bardziej zniechęcająca nie jest dowolność interpretacji tego przepisu przez sądy? Kiedy prezydenta obraża student bądź bezdomny, to z reakcją nie ma problemu. Kiedy o głowie państwa per "dureń" mówi były prezydent bądź inni politycy, śledztwo jest umarzane.

- Cóż, jeżeli prawo jest źle stosowane, to nie znaczy, że trzeba z niego zrezygnować. Społeczeństwo widzi też, że zawsze człowiek zamożny lepiej się urządzi na tym świecie niż zwykły śmiertelnik. Nie oznacza to jednak, że należy rezygnować ze wszelkich reguł. Nie przyniosłoby to żadnej równości. Co by się stało, gdyby zlikwidować art. 135? Czy to byłby postęp, czy raczej nagły wysyp inwektyw?

- W USA bądź Wielkiej Brytanii radzą sobie bez tego przepisu. Uważają, że wolność słowa jest dobrem trudniejszym do obrony niż dobro jednostki.

- Owszem, tam jest nieco inaczej. Podejście amerykańskie wynika z odrzucenia tego wszystkiego, co obserwowali w Europie jeszcze w XVIII wieku. Odrzucenia europejskiej tradycji ograniczania wolności słowa. We Francji, kiedy wykuwały się prawa człowieka, skazywano przecież na śmierć za okrzyk "figa dla narodu". Zawierał w sobie krytykę ówczesnej władzy, a ta nie lubiła być krytykowana... Ale w tych samych USA, które pan przywołuje, można trafić do więzienia za "obrazę Kongresu" polegającą na kłamstwie podczas składanych przed nim zeznań...

- Tak, ale to jest zrównanie Kongresu z izbą sądową i uznanie kłamstwa za równe ze składaniem fałszywych zeznań w sądzie.

- Owszem, ale to pokazuje, że wolność słowa jest też ograniczana i nie obejmuje wolności kłamstwa nawet w Stanach. Co więcej, Sąd Najwyższy USA w 1976 roku podkreślił, że wolność słowa opiera się, niestety, na wolności wydawania pieniędzy. Żeby "naprawdę mówić", trzeba mieć gazety, stacje telewizyjne. To podejście nie jest takie idealistyczne. Zawiera jednak w sobie przekonanie, że demokracja jest wystarczająco silna, żeby sprostać zalewowi złych słów. Stąd ta różnica o której pan mówi.

- Europa nie wierzy w siłę demokracji?

- Amerykanie mają 200 lat niezakłóconej tradycji demokratycznej i dysponują wystarczającą przewagą rozsądku, by mieć tę odporność. Choć częste przypadki odwoływania się do przemocy w życiu społecznym są tam konsekwencją pewnej przemocy w mediach. Doświadczenia Europy i Stanów są jednak nieporównywalne. Europa pamięta, że nadużywanie wolności słowa prowadziło do wielkich nieszczęść, jak np. rządy Hitlera.

Dr Ryszard Piotrowski

Konstytucjonalista, wykładowca UW