Zamykają ulubiony sklep
Zamurowało mnie. Wokół było mnóstwo sklepów, ale ten był wyjątkowy. Po prostu nie dało się go nie lubić. Rodzinny, nie sieciowy, z przemiłymi ludźmi, którzy wytwarzali taką ciepłą, sąsiedzką atmosferę, co czyniło z zakupów przeżycie towarzyskie. Facet był po prostu mistrzem podtrzymywania relacji z klientami. Czynił to z kulturą i wdziękiem iście XIX-wiecznym, a Ignacy Rzecki na pewno byłby z niego dumny. Żona może nie była tak dowcipna, natomiast czujnie wywalała z mojego koszyka rzeczy, które jej zdaniem były już drugiej świeżości. Oboje doskonale znali swoich klientów, dopytywali co słychać u żon czy dzieci, troszczyli się, czy nie powinniśmy kupić czegoś, co zwykle kupowaliśmy. Budowali z gracją międzyludzkie relacje i czynili to ładną polszczyzną. Po prostu ich uwielbialiśmy. I zdaje się, że nie my jedyni. A jednak przegrali z ciężkimi czasami. Oraz sieciowymi dyskontami.Igor Zalewski o drożyźnie. Tego nikt się nie spodziewał
Ponury nastrój
Rozmawialiśmy przez chwilę. Właściciel, tak zazwyczaj elokwentny i żartobliwy, robił dobrą minę do złej gry, ale czuć było, że za tą fasadą czają się łzy. Jego żona, snuła niewesołe wizje przyszłości: teraz na bezrobocie, a potem się zobaczy. Trudno było nie ulec temu nastrojowi.
W domu podzieliłem się tą smutną wieścią i doszliśmy do zgodnego acz niezbyt odkrywczego wniosku, że kiepsko się kończy rok 2021. A przyszły wcale nie musi być łatwiejszy. O co zapewne zadba Omikron (albo inna litera greckiego alfabetu) do spółki z Putinem oraz cenami energii. Ten ciąg przygnębiających wydarzeń, który składa się na ciekawe czasy, w których żyjemy, zaczyna być już lekko męczący. Nasi przodkowie sto lat temu po pierwszej wojnie światowej i epidemii hiszpanki mieli szalone lata dwudzieste. Nasze są jakby ździebko spóźnione. Szalone lata dwudzieste, co z wami?