Dla Ołega (ze względów bezpieczeństwa nie chce ujawniać twarzy i nazwiska – red.) atak Rosji na Ukrainę zdawał się jedynie kwestią czasu. – Pytanie brzmiało „kiedy Rosja zaatakuje”, a nie „czy” – mówi nam 30-latek, który pół roku temu zakończył 5-letnią służbę w ukraińskiej marynarce, dorobiwszy się stopnia starszego marynarza. – Przed wojną całym światem była moja rodzina, z którą teraz z oczywistych powodów byłem zmuszony się rozstać. Obecnie służę w ochotniczym oddziale obrony terytorialnej miasta Mikołajów – stwierdza Ołeg. Obecnie 500-tysięczny Mikołajów jest jednym z najważniejszych punktów ukraińskiej defensywy. Miasto leży na ważnym szlaku komunikacyjnym łączącym okupowane przez Rosjan tereny z Odessą, i z najszybszą drogą z Krymu do Kijowa. Dzięki takim żołnierzom jak Ołeg, Mikołajów broni się już trzeci tydzień. – Nie jest łatwo. Są ciągłe lądowania, sabotażyści, ataki czołgów.
Sprawdź: Zełenski mówi, pod jakim warunkiem spełni ultimatum Rosji. Putin się wścieknie!
W naszej galerii zobaczysz, jakl wygląda rosyjska inwazja na Ukrainę.
Każdy dzień jest inny. Raz się pilnuje, raz siedzi w rowie trzymając linę, raz idzie się na tyły wroga. Ostatnio nasza jednostka była zaangażowana w likwidację baterii artyleryjskiej. 16 dział D-30 i mnóstwo innego sprzętu padło naszym łupem. Zazwyczaj po każdym ataku wróg cofa się w panice, zostawiając za sobą sprzęt – mówi Ołeg. I dodaje, że Mikołajów się nie podda. - Nie podajemy się, bo nie mamy do tego prawa i wciąż rozbijamy w pył te ich pordzewiałe wraki! Straciliśmy już rachubę w tym, ile razy wróg próbował zdobyć miasto – zaznacza Ołeg, który w koszmarze wojny rozmyśla też o śmierci. – Musimy być na nią przygotowani. Świadomie podjęliśmy decyzję, aby ratować Ukrainę. Nie jest wstydem umierać w imię przyszłości naszych dzieci – kwituje Ołeg.