Rafał Ziemkiewicz

i

Autor: Piotr Liszkiewicz

Rafał Ziemkiewicz: Brakuje nam określenia, co wolno, a czego nie

„Super Express”: – Jak odbiera pan fakt, że pieniądze Platformy Obywatelskiej idą na zakup sukienek dla żony premiera Tuska? Rafał Ziemkiewicz: – Ta rozmowa miałaby większy sens, jeśli byłaby przyczynkiem do rozmowy o finansowaniu partii politycznych. A jeśli ma to być główna zbrodnia rządu Tuska, to aż się zastanawiam, czy nie robi tego partyjny PR Platformy. Bo to odwracanie naszej uwagi z naprawdę poważnych niedociągnięć tego rządu i skupianie się na śmiesznostkach.

– Zgadzamy się, że premier i jego żona nie mogą wyglądać jak para łapserdaków, ale skąd pieniądze na ich wygląd? Czy to powinny być fundusze partyjne?

– Oczywiście, że nie. To powinny być pieniądze funduszu reprezentacyjnego Kancelarii Premiera. Tam powinien być zatrudniony ktoś, kto zna się na protokole dyplomatycznym i nad tymi sprawami czuwa. My niestety miotamy się pomiędzy skrajnościami. Raz jest skandal, gdy żona premiera ubiera się w kieckę z napisami „sexy love”, a innym razem dowiadujemy się, że drogie sukienki żony premiera kupuje się z partyjnych pieniędzy. To państwo winno dbać, by jego przedstawiciele godnie je reprezentowali, a nie partia.

– Czyli konkretnie fundusz reprezentacyjny KPRM?

– Tak. Nie przyjmuję też wersji, że premier powinien zarabiać 50 tys., a będzie go stać na płacenie za elegancję z własnych pieniędzy.

– To pomysł Janusza Palikota.

– Nie podejmuję się wyznaczać pułapu zarobków premiera, ale to zupełnie bez sensu, bo będzie prowadzić do wpadek takich, jak ta podczas wizyty japońskiej cesarskiej pary. Porównując sprawę sukienek żony premiera ze średniowieczem, widzimy brak rozdzielenia pomiędzy prywatną szkatułą króla a skarbem państwa. Pieniądze partyjne są traktowane jak prywatne pieniądze zarządu partii i to jest skandaliczne. Premier mydli nam oczy, mówiąc nagle o likwidacji dotacji budżetowych dla partii. Problem nie polega na tym, skąd partie biorą pieniądze, ale w jaki sposób je wydają.

– Skoro nie mają służyć ubieraniu premiera i jego żony, to na co partie powinny je wydawać?

– W niektórych krajach jest to uregulowane bardzo ściśle. Np. w Niemczech jest określone, jaką część dotacji partia musi przeznaczyć na utrzymywanie think tanków. To powinny być pieniądze na ekspertów. Ale również na funkcjonowanie aparatu partii, czyli opłacanie biur, pracowników.

– Dotykamy kwestii podziału na życie publiczne i życie prywatne. Wydaje się, że w przypadku premiera dużego państwa życie prywatne jest niemal niemożliwe. Te najprostsze sprawy z dziedziny prywatnej, ujęte w ramy powinności i rygorów życia publicznego zaczynają się komplikować?

– Premier, jego żona, jego dzieci nie mają życia prywatnego albo jest ono bardzo ograniczone. Mamy tendencję do odkrywania Ameryki w konserwach i biedzimy się nad sprawami, które w innych krajach są oczywiste. Cywilizowane kraje zdołały ten problem rozwiązać, my boksujemy się z absurdami. A trzeba po prostu wybrać jakiś wariant, francuski, niemiecki, brytyjski bądź  amerykański i zastosować go w praktyce. Żyjemy w estetyce narzuconej jeszcze przez Gomółkę, że władza powinna demonstrować swoją siermiężność, ubierać się w pedecie i palić, tak jak on, połówki papierosów bez filtra dla oszczędności.

– Fundusz reprezentacyjny KPRM zlikwidowano tylko z powodów wizerunkowych, by pokazać zaciskanie pasa?

– Na to wygląda. Ten fundusz powinien istnieć, a jego wydatki powinny być jawne. Tak jest w wielu krajach na świecie.

– Ta sytuacja jest jakoś podobna np. do sprawy ustąpienia wicepremier Szwecji Mony Sahlin w 1995 roku, która robiła prywatne zakupy, posługując się służbową kartą? Było co najmniej kilka takich spraw w innych krajach.

– Trudno porównywać nas do krajów, które są normalne i mają jakiś system. Tam od razu widać, gdy ktoś tego systemu nadużywa. Tam jest jasno określone, co wolno, a czego nie wolno. U nas problemem jest brak systemu. Nie ma żadnego prawa, które określałoby, jak partia ma wydawać pieniądze.