Szpitale tymczasowe są nowością w walce z epidemią COVID-19 w naszym kraju. Pierwszy z nich i najbardziej reprezentacyjny powstał na Stadionie Narodowym w Warszawie. Budzi on kontrowersje, ponieważ nie jest zapełniony w 100 proc., chociaż mamy wiele przypadków zachorowań w całym kraju. Przebywa w nim stale 30–40 pacjentów, mniej niż wynoszą jego możliwości, a docelowo w placówce może być 1200 łóżek.
- Szpitale tymczasowe przyjmują pacjentów, kiedy pojawia się dużo nowych zakażeń koronawirusem, a szpitale tradycyjne będą musiały zwolnić łóżka dla najciężej chorych – tłumaczy dr Artur Zaczyński, dyrektor szpitala na Stadionie Narodowym. – Do naszej placówki, która jest szpitalem o niższym poziomie zabezpieczeń, trafią pacjenci w stanie stabilnym. Jeżeli czyjś stan się pogorszy, trafi na tymczasowy oddział intensywnej terapii. Z kolei jeśli stan pacjenta będzie stabilny, będzie mógł on wrócić do szpitala macierzystego – tłumaczy zasadę funkcjonowania placówki.
Krytyką szpitala oburzeni są sami lekarze pracujący na stadionie. – Szpital tymczasowy to nie jest pełnoprawny szpital, ale rezerwowy. Przyjmujemy pacjentów dopiero wtedy, kiedy w innych szpitalach zaczyna brakować miejsc. Osoby ciężko chore powinny być leczone w placówkach pełnoprofilowych, bo my nie mamy pełnego zakresu usług medycznych – wyjaśnia dr Jacek Nasiłowski, pulmonolog zatrudniony w Narodowym. – Z tego względu nie spełnimy oczekiwań, aby szpital tymczasowy był w pełni zapełniony – dodaje lekarz.
Podobne wyjaśnienia słyszymy od byłego wiceministra zdrowia, posła PiS Bolesława Piechy (66 l.). – Plan jest prosty: musimy mieć zapas miejsca. Te szpitale są przygotowywane na ewentualność potężnego kryzysu ochrony zdrowia. Bo epidemia się nie skończyła – tłumaczy.
Koronawirus. Kto może oddać osocze? [Express Biedrzyckiej]
Pojawiają się też opinie, że miejsc w szpitalach tymczasowych powstaje za wiele. – Jeśli przewiduje się 30 tys. zachorowań dziennie, to te szpitale mają rację bytu, ale jeśli mamy teraz 10 tysięcy, to będą niepotrzebne – uważa poseł PiS Andrzej Sośnierz (69 l.). Innego zdania jest dr Konstanty Szułdrzyński, członek rady medycznej premiera. – Lepiej, jeśli stoją dzisiaj puste, niż aby potem zabrakło miejsca dla jednego pacjenta – mówi w rozmowie z PAP. – Te szpitale mogą w przyszłości pełnić dodatkową, ważną rolę – szpitali pocovidowych – podkreśla ekspert.
Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia (66 l.):
– Szpitale tymczasowe to zabezpieczenie na ewentualny powrót dużej liczby zakażeń, to nasz– nazwijmy to – ostatni oddech. No i przede wszystkim nie zastępują one normalnych szpitali, tylko są wsparciem dla systemu.