Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Walczak o pakiecie antykryzysowym: Tarcza, która nikogo nie chroni

2020-03-30 13:27

Od nocy z piątku na sobotę większość naszej uwagi zajmuje pisowska wrzutka – dopisanie do tzw. tarczy antykryzysowej zmian w kodeksie wyborczym, które pozwoliłyby mimo trwającej epidemii koronawirusa przeprowadzić wybory prezydenckie. Bezczelność PiS oczywiście oburza, ale przecież żadnych wyborów 10 maja nie będzie. Będzie za to mniejsze lub większe załamanie gospodarcze, przed którym ma chronić przegłosowana przez Sejm tracza antykryzysowa. Ale ta, jak się okazuje, w praktyce ochroni niewielu.

Zadaniem pakietu antykryzysowego jest, oczywiście, wsparcie biznesu, który w związku z walką z epidemią i licznymi ograniczeniami w funkcjonowaniu społeczeństwa już przeżywa ogromne problemy. Ma też utrzymać miejsca pracy, chroniąc dobrostan pracowników. Niesamowite, ale tarcza nie spełnia swojej roli ani w jednym, ani w drugim obszarze.

Na co mogą liczyć pracodawcy? Że przy zmniejszonych obrotach państwo zwolni ich ze składek i częściowo pokryje pensje pracowników. W zasadzie tyle. Nie znam zadowolonego z tych rozwiązań przedsiębiorcy. Składki i pensje to tylko część kosztów, które ponoszą przedsiębiorcy. Są przecież jeszcze podatki, koszty wynajęcia pomieszczeń itd., które i tak będę musieli ponieść. W sukurs próbują tu iść niektóre samorządy, które chcą na czas wstrzymania normalnego funkcjonowania społeczeństwa chcą zwalniać z opłat za użytkowanie należących do nich lokali. Większość firm podnajmuje je jednak na rynku prywatnym, a ten przecież w dobrego Samarytanina bawić się nie będzie. To samo z pensjami pracowników: rząd obiecuje dołożyć maksymalnie 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli pracodawcy nie będą chcieli zwolnić pracowników, i tak będą musieli sporo dołożyć – dla wielu, którzy dziś nie zarabiają w ogóle to ciężar nie do udźwignięcia. Skończy się więc zwolnieniami i zapewne zamykaniem firm. Trudno się więc dziwić, że pracodawcy są wściekli. Wielu już wręcza wypowiedzenia i zastanawia się, jak długo jeszcze uda im się utrzymać na rynku.

Również pracownicy nie mogą się czuć bezpiecznie. Widmo zwolnień, jak wspomniano wyżej, albo wisi nad wieloma, albo już ich dopadło: zwłaszcza jeśli zatrudnieni byli na śmiecówkach – wtedy zwolniono ich z dnia na dzień. Wielu z nas może się też spodziewać obniżenia zarobków, nawet do 50 proc., zmiany czasu pracy – nie tylko jego ograniczenia, ale wydłużenia. Daje to ogromne możliwości firmom, których mimo pewnych problemów stać na to, żeby nic nie zmieniać w relacjach z pracownikami. Ale pokusa, by wykorzystać te problemy jest ogromna. Co więcej osoby na śmieciówkach nie mają nadal żadnej realnej ochrony. W tym wymiarze nie jest to tarcza antykryzysowa, ale antypracownicza.

W wielu krajach państwo w ramach programów antykryzysowych dopłaca do pensji nawet 80 proc. ich wartości (jak choćby w Wielkiej Brytanii). Utrzymanie zatrudnienia i zarobków pracowników jest kluczowe w kontekście walki ze spowolnieniem gospodarczym czy wręcz kryzysem. Jeśli ludzie stracą pracę lub będą mieli znacząco obniżone zarobki, będę wydawać po prostu mniej, ograniczając się do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Sprawi to, że coraz więcej biznesów straci zyski, co doprowadzi do kolejnych zwolnień. Gospodarka wpadnie zwyczajnie w błędne koło kryzysu, z którego naprawdę trudno będzie szybko wyjść. Również brak należytego wsparcia dla wielu przedsiębiorców, zwłaszcza tych najmniejszych, na których oparta jest nasza gospodarka i którzy w przeciwieństwie do dużych firm nie mają rezerw, by przetrwać przestoje lub dramatyczne obniżenie wpływów, doprowadzi do wzmocnienia tego efektu.

O ile zapowiedź rządu, że aktywnie włączy się w walkę z kryzysem, wszyscy przyjęliśmy z ulgą, o tyle gotowe już zapisy tzw. tarczy antykryzysowej sprawiają, że naprawdę trudno nie być dziś pesymistą.