Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Wybory 2020: Los Dudy jest przesądzony? - Walczak o trudnościach kampanii prezydenta

2020-06-04 9:21

Po trzech miesiącach targów, przepychanek, gróźb i próśb, rozpadającej się i składającej na nowo koalicji rządowej, dramatycznego paraliżu państwa i 70 mln na przygotowanie głosowania, które się nie odbyło, wreszcie wiemy, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. Zagłosujemy w nich 28 czerwca – tak jak się o tym mówiło od jakiegoś czasu, więc wreszcie w tej sprawie mamy jakąś elementarną przewidywalność. Reszta pozostaje wielką niewiadomą.

Marszałek Witek, zanim ogłosiła termin wyborów, pozwoliła sobie na kilkunastominutową tyradę na temat haniebnych jej zdaniem działań opozycji z PO, która planowała rozbić państwo, nie chcąc wyborów w wyznaczonym na 10 maja terminie. Wszystko – tłumaczyła marszałek – by zmienić słabą kandydatkę. Jakby pani marszałek zapomniała, że to wewnętrzne tarcia w obozie Zjednoczonej Prawicy i słuszny skądinąd upór Jarosława Gowina doprowadził do zmiany terminu wyborów. Że to Jarosław Kaczyński w imię ratowania sejmowej większości porozumiał się ze swoim zbuntowanym koalicjantem, że 10 maja wybory się nie odbędą.

Mogą się te opowieści z mchu i paproci Elżbiety Witek nie podobać, ale to próba racjonalizowania skomplikowanej sytuacji, w której znalazła się kandydatura Andrzeja Dudy. W czasie największej paniki związanej z epidemią koronawirusa urzędujący prezydent notował rekordowe poparcie, dające mu spokojne zwycięstwo już w I turze wyborów. Przełożenie terminu wyborów i wejście do gry Rafała Trzaskowskiego sytuację wyraźnie zdynamizowało.

Raz, że wraz ze znoszeniem kolejnych obostrzeń dotyczących walki z koronawirusem i towarzyszącemu temu poczuciu mijającego zagrożenia przestał działać mechanizm jednoczenia się obywateli wokół władzy. Dwa, że zblazowany elektorat opozycji wraz ze zmianą kandydata PO poczuł wiatr w żaglach i obudził się w nim entuzjazm, a nawet rosnąca z każdym dniem i sondażem wiara, że uda się Andrzeja Dudę eksmitować z Pałacu Prezydenckiego. Trzy, że odczuwalny chaos w walce z koronawirusem i jeszcze bardziej odczuwalne efekty kryzysu ekonomicznego, który jest jego efektem, nastrajają wielu obywateli buntowniczo wobec władzy.

Coś, co jeszcze na początku maja wydawało się formalnością dla prezydenta, staje się dziś drogą przez mękę, a jego reelekcja stoi pod coraz większym znakiem zapytania. Tym bardziej, że to on musi dziś udowadniać, że jest potrzebny, a nie kandydat Trzaskowski. To Duda musi tłumaczyć, po co w zasadzie chce pozostać jeszcze pięć lat na stanowisku, co chciałby zmienić, co zmieni i dlaczego lepiej się Polakom będzie żyło pod jego światłym przywództwem niż z Trzaskowskim na Krakowskim Przedmieściu.

Trzaskowski musi „tylko” przekonać wyborców, że nieodżałowany Mark Twain miał rację, pisząc, że politycy są jak pieluchy i trzeba ich zmieniać tak samo często i z tych samych powodów. Może temu sprzyjać narastające zmęczenie rządami PiS i załamanie się pewnej umowy społecznej, sprowadzającej się do prostej formuły: my robimy, co chcemy, a wam dajemy dobrobyt i bezpieczeństwo materialne. Przy ludziach tracących pracę lub tracących część zarobków czy przedsiębiorcach zamykających swoje firmy umowa przestała obowiązywać. I mało który zdesperowany lub po prostu wkurzony Polak będzie dociekał, że ten kryzys nie jest winą PiS, ale losowym wypadkiem, który mógł spotkać każdą władzę. Wystawi rachunek władzy, a konkretnie Andrzejowi Dudzie. Dodajmy do tego wcale niemałą grupę już przekonanych przeciwników rządu, a dostrzeżemy, w jak trudnej sytuacji znalazł się prezydent.

Choć Andrzej Duda pozostaje delikatnym, ale jednak faworytem, czas będzie grał na jego niekorzyść i obrona prezydentury będzie naprawdę trudnym zadaniem. Stąd rzucanie gromów na opozycję przez marszałek Witek – jakoś trzeba sobie wytłumaczyć, że znalazło się w sytuacji ocierającej się o polityczne mission impossible.