Głosowanie ws. wyborów korespondencyjnych odbędzie się w Sejmie prawdopodobnie 7 maja, ale Kamil Bortniczuk nie chciał odpowiedzieć na pytanie jaką decyzję podejmą posłowie Porozumienia. - Dziś żadnych deklaracji nie składamy. Zobaczymy w jakiej formie ustawa wróci z Senatu, dziś jeszcze nie znamy jej kształtu. Będziemy się jeszcze spotykać, zapoznamy się z rekomendacją Jarosława Gowina i każdy zagłosuje z własnym sumieniem i wiedzą. Stanowisko Porozumienia będzie znane na początku przyszłego tygodnia – deklaruje Bortniczuk i dodaje, że Porozumienie do ostatniej chwili będzie przekonywać opozycję do poparcia pomysłu zmiany konstytucji.
„ULEGLIŚMY PANICE”
Kamil Bortniczuk zaznacza jednak, że jego zdaniem – w dzisiejszych warunkach – można by zorganizować tradycyjne wybory i dzięki temu uniknąć politycznej awantury i konstytucyjnego zamieszania. - Ponieważ dziś widać, że całkiem dobrze radzimy sobie z epidemią koronawirusa, mam taką refleksję, że w ciągu ostatnich kilku tygodni ulegliśmy trochę panice i założyliśmy w ciemno, że wyborów nie da się przeprowadzić w klasyczny sposób. A jeśli wymagamy od pracowników dużych sklepów spożywczych żeby przychodzili do pracy i spotykali w niej tysiące osób i nie słyszymy o masowej zachorowalności, to dlaczego założyliśmy w ciemno, że pracownicy komisji wyborczych przez jeden dzień nie będą mogli przyjść do lokali i przeprowadzić wyborów? - pyta poseł Porozumienia. - Jest na to za późno ze względów organizacyjnych, ale gdyby to ode mnie zależało nie wiem czy nie skłaniałbym się do przeprowadzenia wyborów 10 maja w tradycyjny sposób. W oparciu o obowiązującą ordynację, bez otwierania tej puszki Pandory z głosowaniem korespondencyjnym, bez tych oskarżeń i potencjalnych zagrożeń – przyznaje Bortniczuk i mówi wprost „popełniliśmy błąd”. - Ulegliśmy panice jeśli chodzi o możliwość organizacji tradycyjnych wyborów (…) z perspektywy kilku ostatnich tygodni uważam, że to był błąd - podsumowuje gość "Expressu Biedrzyckiej".