O zleceniu zamachu na ministra piszemy od kilku dni. Stoi za nim poszukiwany europejskim listem gończym Jan Stefaniuk (28 l.). Prawdopodobnie ukrywa się obecnie w Hiszpanii. I stamtąd nadal prowadzi swój biznes.
Środki do produkcji dopalaczy od 2014 roku sprowadzał do Polski z Chin i Holandii. Jego klientami były przede wszystkim osoby nieletnie. - Według zgromadzonego materiału jesteśmy niemal pewni, że co najmniej jeden z jego klientów nie żyje – mówi nam osoba znająca kulisy sprawy.
Jan Stefaniuk został zatrzymany w listopadzie w Holandii. Trafił nawet do aresztu. Wydawało się, że ekstradycja do Polski jest tylko kwestią czasu. Ale po kilkunastu dniach zawieszono areszt, a rozprawę w jego sprawie odroczono do marca. - Po wyjściu z aresztu miał zlecić zabójstwo ministra – dodaje nasz rozmówca.
To wtedy, przez jeden z komunikatorów internetowych, otrzymał informację o tym, że resort Ziobry zaostrza kary za handel dopalaczami. - Ziobro jest skurw…, który podpisał nową ustawę, zgodnie z którą handel dopalaczami będzie karany jak handel narkotykami, a nie będą groziły za to grzywny – miał komentować Jan Stefaniuk. Król dopalaczy zlecił „Chemikowi”, aby podłożył bombę pod samochód ministra sprawiedliwości. - Zaoferował za to 100 000 zł, w tym 10 000 zł zaliczki. Wiedział, że „Chemik” potrafi skonstruować bombę – dodaje nasz in formator.
Kiedy „Chemik” odmówił, król dopalaczy zaczął mu grozić. - Rozje… cię. Utnę ci łeb i nasikam do szyi – groził. Miał mu wysłać także film, na którym zarejestrowano torturowanego mężczyznę, któremu odcinają nogi.
Prokuratura prowadzi śledztwo także w innych sprawach przeciwko Janowi Stefaniukowi. Miał zlecić także zabójstwo prokuratora i trzech policjantów.