Mieszkańcy zrujnowanego bloku w Zielonej Górze: Gaz zabrał nam domy

2010-12-02 5:10

Blok nr 1 na osiedlu Pomorskim w Zielonej Górze (woj. lubuskie) wygląda jak ostrzelany przez działa. Na wysokości 7. piętra zieje z niego czarna dziura, na ścianie widać ślady ognia. Przed budynkiem ogrodzonym taśmą zbierają się mieszkańcy. Uciekli z niego we wtorek po wybuchu gazu. Nie wiedzą, czy i kiedy będą mogli wrócić do swoich mieszkań.

We wtorek mieszkańcy trzech zielonogórskich osiedli przeżyli horror. Około godz. 17 w ich mieszkaniach zaczęły wybuchać kuchenki gazowe. Wszystko przez gwałtowny skok ciśnienia gazu. Płynął z mocą 3 atmosfer, zamiast 0,25. Kilkadziesiąt bloków mogło wylecieć w powietrze! Ponad 6,5 tys. ludzi zostało ewakuowanych, jedna osoba zginęła, a 8 trafiło do szpitala.

Wybuch wyrwał drzwi w mieszkaniu Andrzeja Brożyny, który mieszka na 3. piętrze. - Wybiegłem na korytarz, wyprosiłem gości, którzy u mnie byli. Uciekaliśmy na dwór - wspomina. - Zabrałem tylko portfel. Nie wiem, jak wygląda mieszkanie, gdzie mam telefon i dokumenty, bo policja nie wpuszcza do środka - dodaje.

Przeczytaj koniecznie: Zielona Góra: Kuchenki wybuchały ludziom w domach!

Wszyscy wspominają sąsiada Andrzeja Kwiatkowskiego (+50 l.). Zginął od wybuchu gazu, niosąc pomoc innym. Eksplozja była tak silna, że wepchnęła go razem z drzwiami do szybu windy.

Kilkanaście minut wcześniej zakręcił kurek u sąsiadów na parterze. - Poczułam gaz, syczał głośno, pobiegłam do pana Andrzeja, żeby coś z tym zrobił. Zszedł od razu, a potem pukał do innych. Sprawdzał, czy u nich też się nie ulatnia - opowiada Liliana Bąk z parteru.

- Zbiegałam właśnie po schodach, w kapciach i krótkich leginsach. Na czwartym piętrze stała żona pana Andrzeja i pytała, czy nie widziałam jej męża... To straszne... - płacze Lucyna Cech.

We wtorek w nocy większość mieszkańców trzech osiedli wróciła do swoich domów. Wczoraj od rana w wieżowcu nr 1 pracowali policjanci, prokuratorzy i specjaliści.

- Na szczęście nie stwierdzono zachwiań konstrukcji budynku. Ale lokatorzy z klatki, gdzie doszło do wybuchu, muszą poczekać kilka dni, aż wszystkie szkody zostaną naprawione - mówi Jarosław Śliwiński, szef lubuskiego sztabu zarządzania kryzysowego.

Dlaczego doszło do wybuchu? Ze wstępnych ustaleń wynika, że zawiodła technika. A konkretnie urządzenie na stacji redukcyjnej. Nie zadziałały też systemy zabezpieczeń. - To, co zdarzyło się w Zielonej Górze, to sytuacja absolutnie wyjątkowa. Sieć jest teraz sprawdzana w całym kraju i teoretycznie taka sytuacja nie powinna się powtórzyć nigdzie w Polsce - uspokaja Joanna Zakrzewska z PGNiG.

Patrz też:Dolędzin: Podczas obiadu wylecieli w powietrze

Kiedy poczujemy ulatniający się gaz, uciekajmy

Dr inż. Mariusz Łaciak (47 l.) z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, ekspert od spraw bezpieczeństwa eksploatacji urządzeń, instalacji i sieci gazowych mówi:

- Do wydarzeń, takich jak w Zielonej Górze, nigdy wcześniej nie dochodziło. Stacja redukcyjno-pomiarowa, która tam zawiodła, to miejsce, gdzie tzw. reduktor obniża ciśnienie gazu dla końcowego odbiorcy. W liniach przesyłowych ciśnienie jest większe, niż to potrzebne do pracy np. naszych kuchenek gazowych. W tym przypadku doszło najprawdopodobniej aż do dwóch awarii. Zepsuł się właśnie reduktor oraz zawór bezpieczeństwa, który powinien był odciąć dopływ gazu (tzw. zawór szybkozamykający). Być może wpływ na ten wypadek miała niska temperatura, która schłodziła urządzenia w stacjach gazowych..

Co robić, kiedy zauważymy, że gaz się ulatnia? Trzeba zamknąć w mieszkaniu zawory gazowe, otworzyć okna i wyjść. Poza tym zarządca budynku musi zakręcić zawór główny, który znajduje się na zewnątrz budynku. To uchroni wszystkich mieszkańców.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki